Potworne znalezisko w kopalni. Ma 800 lat i twierdzą, że… żyje (wideo)

Do dziś nikt oficjalnie nie przyznał, że w 1969 roku spokojne życie rosyjskiej wioski Rżawczik w rejonie tisulskim obwodu kemerowskiego zostało zakłócone za sprawą niezwykłego znaleziska. W miejscowej kopalni, na głębokości wyrobiska korytarzowego, górnicy znaleźli tajemniczy sarkofag.

O niecodziennym odkryciu stało się głośno po artykule Olega Kuliszkina opublikowanym w rosyjskim magazynie „Arkaim” w 2002 roku. Autor materiału poznał w pociągu byłego pułkownika KGB, który opowiedział dziennikarzowi o tajemniczym znalezisku.

We wrześniu 1969 roku w pokładach węgla leżących na głębokości 70 metrów górnik o nazwisku Karnauchow zauważył dwumetrowy marmurowy sarkofag. Sztygar Masałygin natychmiast polecił wstrzymać prace. Trumnę delikatnie wyciągnięto na powierzchnię ziemi. Robotnicy byli przekonani, że znaleźli skarb i – nie czekając na przyjazd przedstawicieli kierownictwa kopalni – zabrali się do usuwania z pokrywy sarkofagu czegoś w rodzaju skamieniałej żywicy.

Jednak pod wpływem promieni słonecznych stwardniała maź szybko się roztopiła i pociekła na ziemię. Jeden z górników postanowił skosztować dziwnej substancji. Po tygodniu mężczyzna doznał podobno rozstroju zdrowia psychicznego i trafił do szpitala.

Kiedy otwarto marmurową skrzynię, okazało się, że to trumna po brzegi wypełniona przezroczystym, różowoniebieskim płynem. W środku leżała kobieta. Wysoka (ok. 180 cm), obdarzona delikatną, białą cerą piękność wyglądała na około 30 lat. Jej niebieskie oczy były szeroko otwarte. Nieboszczka miała na sobie białą, półprzezroczystą, wyszywaną sukienkę. U wezgłowia leżało dziwne czarne pudełeczko.

Sarkofagu górnicy nie zamknęli, dlatego mieszkańcy wioski do samego południa mogli bez ograniczeń oglądać niecodzienne znalezisko. Wkrótce na miejsce przybyła milicja i kilku mężczyzn w cywilu, którzy nakazali wszystkim gapiom odejść od trumny, twierdząc, że znajdują się na „terenie skażonym”. Sporządzono listę osób przypatrujących się obliczu kobiety. Ponoć chodziło o to, by poddać ich obdukcji lekarskiej.

Kiedy podjęto próbę przeniesienia trumny do helikoptera, okazało się, że jest ona zdecydowanie zbyt ciężka. Wówczas zdecydowano o przelaniu z niej kolorowego płynu do przygotowanego pojemnika. Jednak gdy tylko ciało kobiety doświadczyło oddziaływania powietrza, błyskawicznie zaczęło czernieć. Szybko wlano ciecz z powrotem do marmurowego sarkofagu, a wtedy twarz odzyskała wcześniejszy wygląd. Nie pozostało nic innego, jak wezwać podnośnik, przy pomocy którego udało się przetransportować sarkofag do śmigłowca.

Ładunek odesłano do Nowosybirska. Po tygodniu przyjechał stamtąd profesor, który poinformował, że tisulska księżniczka została pochowana 800 lat temu. Z czasem drewniane ściany się rozpadły, a ich fragmenty pozostały w ziemi. Na przestrzeni wielu lat, pozbawione dostępu powietrza, weszły w skład pokładów węgla.

Profesor powiedział jeszcze, że sukienkę księżniczki uszyto z materiału nieznanego pochodzenia. Składników substancji balsamującej także nie udało się ustalić. Wiadomo było tylko, iż zawiera ona komponenty przypominające cebulę i czosnek.

Lokalna gazeta zamieściła na swoich łamach wzmiankę o odkryciu górników, w której zacytowano raport naukowca. Wkrótce do rejonu tisulskiego znów przyjechało wojsko oraz milicja. Teren otoczono, mieszkańcom skonfiskowano prasę, zaś miejsce, w którym znaleziono trumnę, zrównano z ziemią – po czym usytuowano tam wysypisko śmieci.

Podobno najbardziej niezadowoleni z takiego obrotu spraw mieszkańcy rychło zmarli wskutek chorób bądź nieszczęśliwych wypadków. W ciągu kolejnego roku w wyniku zdarzeń drogowych zginęło sześciu robotników, którzy otworzyli sarkofag. Taki stan rzeczy skłaniał pozostałych świadków, by trzymali język za zębami. Z kolei w 1973 roku, 6 kilometrów od miejsca odnalezienia księżniczki, rozpoczęto kolejne już zakrojone na szeroką skalę rozkopy. Prowadzono je w trybie ściśle tajnym.

W 2007 roku dziennikarz Roman Janczenko postanowił zweryfikować historię o „śpiącej królewnie”. Podczas rozmowy ze świadkami zwrócił uwagę na to, że wszyscy oni gubili się w zeznaniach, kiedy była mowa o szczegółach związanych ze śmiercią ludzi obecnych przy odkryciu niezwykłego znaleziska. Jednogłośnie natomiast twierdzili, że nikt nigdy wcześniej nie znalazł w okolicy Tisulu żadnego sarkofagu bądź innych cennych artefaktów.

Być może tak było, tyle że na pewnej stronie internetowej pojawiła się wiadomość zamieszczona przez jednego z mieszkańców, informująca, iż dyrektorka jego szkoły w latach 70. XX wieku opowiadała o księżniczce z Tisulu. Janczenko nie dowiedział się prawdy. Wiosną 2012 roku przypomniał o sobie autor pierwszej publikacji, o której wspomnieliśmy na początku artykułu. Dziennikarz wyznał, że po ukazaniu się jego materiału miał wypadek. Na szczęście skończyło się na niegroźnych obrażeniach. Potem mężczyzna zaczął odbierać dziesiątki telefonów od władz.

Olega wypytywano o wygląd i nazwisko jego informatora z KGB. Polecano również, aby żurnalista napisał żartobliwą kontynuację artykułu – chodziło o to, żeby nikt nie brał sprawy znaleziska poważnie. Kiedy Kuliszkin odmówił, jego dziennikarska kariera dobiegła końca.

Z filmu o tisulskiej księżniczce wyemitowanego na kanale REN TV w 2013 roku widzowie dowiedzieli się, że w obwodzie kemerowskim znaleziono jeszcze dwie podobne trumny, a sarkofagi przewieziono do Moskwy w celu zbadania. Była też mowa o poszukiwaczach skarbów, którzy pojawili się w okolicach Tisulu.

W dokumencie nie znalazło się jednak nic nowego na temat pięknej księżniczki. Czyżby ta tajemnicza historia była największą kaczką dziennikarską we współczesnej historii Rosji? A może odkrycie zawierało w sobie coś, o czym opinia publiczna nie powinna się dowiedzieć?

Pierwsza wersja dotycząca pochodzenia księżniczki z Tisulu zakładała, że jest ona kosmitką. Tę hipotezę szybko obalono, ponieważ wyniki badań genetycznych dowiodły podobno, że genom kobiety pokrywa się z genomem współczesnych mieszkańców Uralu.

Czy w takim razie tisulską księżniczkę możemy nazwać przedstawicielką naszych przodków? Wedle innej ciekawej hipotezy odnalezione ciało nie jest mumią, lecz żywą istotą, która przebywa w stanie anabiozy. Na korzyść tej wersji przemawia uczesanie kobiety. Jedynie dolna część włosów tworzy warkocz, górna – pozostaje rozpuszczona. Rzecz w tym, że w letargu procesy życiowe zachodzą bez przerwy, tyle że bardzo wolno. Właśnie dlatego w ciągu 800 lat włosy księżniczki zdążyły odrosnąć.

Pojawiły się również przypuszczenia, jakoby tajemnicza dama trafiła do nas z przyszłości. Zwolennicy tej wersji powołują się na fakt, iż tkanina, z której uszyto suknię, nie przypomina żadnego istniejącego materiału. Stąd wniosek: włókno powstanie dopiero w przyszłości. Z jakiegoś powodu podróżnicy w czasie wprowadzili kobietę w stan anabiozy, by kiedyś po nią wrócić.

Obecnie księżniczka z Tisulu znajduje się w jednym z tajnych instytutów badawczych, gdzie uczeni próbują rozwikłać jej zagadkę. Tyle, że według sceptyków nie ma ani takiej placówki naukowej, ani księżniczki, ani wiarygodnych świadków wydarzeń sprzed prawie pół wieku. Komu wierzyć?