Tomasz Lis wydał ostatnio autobiografię. W „Historii prywatnej” jednak mało miejsca poświęca matce swoich córek. O Kindze wspomina jedynie, gdy pisze, jak został sam z małą córką, bo żona wyjechała do pracy…
Tomasz Lis po zmianach w TVP zyskał sporo wolnego czasu, gdy nowe szefostwo zlikwidowało jego program.
Dziennikarz jednak nie próżnował i przystąpił do pisania kolejnej książki. Tym razem opisał swoje życie.
Niestety, choć książka nosi tytuł „Historia prywatna”, to czytelnicy nie mają co liczyć na publiczne pranie brudów. Z książki nie dowiemy się, jak wyglądało rozstanie z Kingą. Tomek nie ujawnia, jak w tym zasługa Hanki.
Zresztą o kryzysie w małżeństwie z „Lisicą” też nie poczytamy. Nuda…
Czego zatem możemy się z książki dowiedzieć? Cóż, chociażby tego, że Tomek zaszczepił w Poli miłość do sportu.
„15 listopada 1996 roku urodziła się Pola. Praca z dnia na dzień stała się zdecydowanie mniej istotna. (…) Rutynowo wstawałem o 6.00, bo europejski korespondent w Ameryce tak wstaje, żeby nadgonić różnicę czasu z Europą, ale ponieważ niewiele ode mnie chciano, o jakiejś 12.00, czyli 18.00 czasu warszawskiego byłem wolny. Tym razem cudownie.
Właściwie codziennie można było iść w środku dnia na wielogodzinny spacer z dzieckiem. Być z nią od rana dosłownie do nocy, bo wieczorem kładłem się na kanapie z Polą obok siebie i przy ściszonym dźwięku oglądałem mecze NBA. Może to wtedy przez jakąś dziwną osmozę zaraziła się szaleńczą miłością do sportu, bo nigdy jej w tym kierunku nie indoktrynowałem” – pisze Tomek w swojej autobiografii.
Tomek przekonuje, że bardzo często zajmował się Polą. Dziennikarz wspomina, że nie było lekko. Z książki dowiadujemy się, że zostawał sam z małym dzieckiem, ale dzięki temu potrafił docenić kobiety, które dziećmi zajmują się na co dzień.
„Karmienie, przewijanie, myślę, że i dziś poradziłbym sobie z tym bez najmniejszych problemów, bo wprawę miałem niezłą. Tak, to było prawdziwe szczęście. Po pierwsze, bo dziecko. Po drugie, bo w epoce przed urlopami tacierzyńskimi mogłem spędzać z córką długie miesiące niemal non stop. Kilka miesięcy po urodzinach Poli Kinga pojechała na tydzień robić reportaż w Los Angeles.
Zostałem sam z małym dzieckiem. To była wielka frajda i wielki stres (…) A do tego wielki wysiłek. Po całym dniu pracy i opieki nad dzieckiem padałem przed telewizorem. Później już nikt nigdy nie musiał mnie przekonywać, że kobieta, która wychowuje dzieci i pracuje, jest w praktyce na dwóch etatach. A czasami trzech” – możemy przeczytać.