W latach 90 powstał pierwszy polski boysband Just 5. Był on odpowiedzią na amerykańskie boysbandy Backstreet Boys oraz N Sync. Wylansowali takie przeboje jak „Kolorowe Sny” czy „Gdzie nie ma róż”. Dziś po latach Bartek Wrona opowiada jak to było być członkiem najpopularniejszego zespołu w latach 90.
Gdy Bartek zaczynał karierę miał 15 lat. Przez pierwsze lata w swoich domach byli tylko gośćmi, pojawiając się raz na dwa tygodnie. Koncerty grali codziennie. Bartek jako najmłodszy pilnowany był przez starszego kolegę Grzegorza Kopałę. Chłopcy musieli być zdyscyplinowali, nie było mowy o jakimkolwiek szaleństwie. Po prostu nie mieli na to czasu.
Tam gdzie pojawiał się zespół tam pojawiały się fanki, które jeździły na każdy koncert i wynajmowały sobie pokoje w tym samym hotelu. Za każdym razem za nimi jeździło 8 busów pełnych dziewczyn.
Codziennie każdy z chłopaków dostawał kilkadziesiąt listów od zauroczonych fanek. Gdy przychodziły walentynki – nawet po dwa worki z listami miłosnymi. Wśród nich znajdowały się listy od 30 letnich kobiet z zaproszeniami do sponsoringu.
Just 5 musiało zrezygnować przed wszystkim ze stacjonarnych szkół. Musieli zdawać egzaminy komisyjnie. Uczyli się w trasie koncertowej między jednym a drugim występem.
Po pierwszym wielkim sukcesie „Kolorowych Snów” zaczęła się prawdziwa popularność. Chłopaki samodzielnie nie mogli wyjść na ulicę ze względu na agresywnych partnerów fanek. Gdy wychodzili, to zawsze grupą. Zespół wzbudzał ogromne emocje zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Dziewczyny przychodziły na koncerty ze swoimi chłopakami. „Ci, zazdrośni potrafili obrzucać nas tym co akurat było pod ich ręką.” – wspominają.
Bartek przyznaje, iż zespół producentów i managerów, wprowadził prawdziwy wojskowy rygor i bardzo ich pilnowali. Dopiero po osiągnięciu pełnoletności mogli spróbować kolorowych drinków, ale tylko przy okazji większej imprezy. Nigdy nie byli pijali oraz nie mieli dostępu do używek.
Przykładowo – przez dwa tygodnie ćwiczyli układ choreograficzny do 12 utworów po czym producent i manager potrafili powiedzieć, że wszystko się nie podoba i trzeba zaczynać od początku. Przez kolejne dwa tygodnie siedzieli na sali.
Jednym z największych rozczarowań i przykrych wydarzeń było porównanie do zespołu disco polo, co bardzo ich denerwowało. W końcu byli pierwszym popowym polskim boysbandem. Gdy zaproszono ich do jednego z programów telewizyjnych traktowano ich jak lekkoduchy i nierozgarniętych chłopaczków.
Chłopki do dziś mają ze sobą kontakt. Jednak każdy z nich obrał inną drogę i nie planując reaktywacji zespołu:
Robert Kryla ma swoją firmę eventową w Warszawie.
Daniel Moszczyński pracuje w studio i nagrywa swoje rzeczy.
Shadi Atoun jest menagerem restauracji w Warszawie.
Grzegorz Kopala współpracuje z Bartkiem.