Noc w Mosznej miała być spokojna, ale tuż przed godziną 4:00 ciszę przecięły odgłosy pękającej konstrukcji i łuna widoczna z kilku kilometrów. W kilka minut budynek gospodarczy przy słynnej stadninie koni stanął w ogniu, a płomienie rosły tak szybko, że część konstrukcji runęła niemal natychmiast. W pierwszych godzinach po zdarzeniu pojawiły się dramatyczne doniesienia o możliwej ofierze. Dziś wiemy, że jedyny mieszkaniec płonącego obiektu przeżył tylko dzięki swojemu psu, który w ostatniej chwili obudził go szczekaniem. Najnowsze ustalenia śledczych pokazują też, że sprawa może być poważniejsza, niż początkowo przypuszczano.
Noc grozy w Mosznej. Płomienie sięgały kilku metrów, a strażacy walczyli z żywiołem ponad dwie godziny
Ogień pojawił się błyskawicznie. Dach i piętro zajęły się tak szybko, że gdy na miejsce dojechały pierwsze zastępy straży, pożar był już w pełni rozwinięty. Na miejscu działało aż 13 zastępów — blisko 60 strażaków, którzy w ekstremalnych warunkach próbowali opanować żywioł. Temperatura była tak wysoka, że konstrukcja zaczęła się zapadać, a płomienie wychodziły przez każdą szczelinę. Jednocześnie pracownicy stadniny rozpoczęli ewakuację koni — wszystkie 22 zwierzęta udało się uratować, choć panika i chaos sprawiły, że akcja była niezwykle trudna.
„Obudził mnie pies. Minuta później już bym nie wyszedł”. Historia, która poruszyła mieszkańców
Po ugaszeniu ognia potwierdziły się wcześniejsze doniesienia: w budynku rzeczywiście mieszkał mężczyzna. Uratował się wyłącznie dlatego, że w środku nocy obudził go jego pies. Zwierzę zaczęło gwałtownie szczekać, gdy ogień rozprzestrzeniał się już po całym piętrze. W tym czasie mężczyzna miał zaledwie kilkadziesiąt sekund na ucieczkę.
Jak przekazał mł. asp. Dominik Wilczek: „Mężczyzna zdążył się ewakuować dzięki temu, że obudził go szczekający pies.”
Gdy wybiegł na zewnątrz, widział już tylko, jak płomienie pochłaniają jego mieszkanie, dach i cały dobytek. Strażacy przyznają, że gdyby zwierzę nie zareagowało w tej dokładnie chwili, mężczyzna mógłby nie przeżyć. To jedna z tych sytuacji, w których kilka sekund decyduje o wszystkim.
Nowe ustalenia śledczych. Monitoring zabezpieczony, budynek spłonął niemal doszczętnie
Choć żywioł udało się opanować, służby nie opuściły terenu. Policja zabezpieczyła nagrania z monitoringu, przesłuchuje świadków i przygotowuje wniosek o powołanie biegłego z zakresu pożarnictwa. Śledczy analizują różne możliwe scenariusze: od zwarcia instalacji elektrycznej, przez nieumyślne zaprószenie ognia, aż po działania zewnętrzne, których na tym etapie nie mogą wykluczyć.
Skala zniszczeń jest ogromna — spłonęło mieszkanie, dach, strop i całe wyposażenie, a budynek nadaje się jedynie do generalnego remontu lub rozbiórki. Pożar trwał kilka godzin, a dogaszanie pogorzeliska jeszcze dłużej. Odpowiedź na pytanie, co dokładnie doprowadziło do tragedii, nadal pozostaje otwarta. Kluczowe będą opinie biegłych i zapis z kamer.
Nocny dramat zakończył się szczęśliwiej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać
Właściciele stadniny podkreślają, że uratowane konie to prawdziwy cud, bo zaledwie kilkanaście minut mogło zdecydować o ich losie. Z kolei historia mieszkańca budynku i jego psa stała się tematem rozmów w całej Mosznej — to przykład, jak zwierzę może uratować życie w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Mimo to odbudowa obiektu będzie niezwykle kosztowna, a odpowiedź na pytanie o przyczynę pożaru może okazać się kluczowa również dla bezpieczeństwa całej stadniny.
