Na polityczno-medialnej mapie Polski znów pojawił się dobrze znany punkt zapalny. Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu, jeden z najdroższych projektów Fundacji Lux Veritatis, stało się osią śledztwa, które w ostatnich dniach nabrało tempa. A w jego centrum — ojciec Tadeusz Rydzyk, tym razem w roli świadka.
Ale zanim padną odpowiedzi, prokuratura przestawia daty. I to właśnie ten drobny ruch uruchamia lawinę pytań o miliardy, wpływy i toruński model finansowania.
Przesłuchanie przełożone. Sprawa wciąż rośnie
Pierwszy termin — 8 grudnia. Drugi — 10 grudnia. To właśnie wtedy redemptorysta ma złożyć zeznania w Prokuraturze Regionalnej w Rzeszowie. Formalnie to jedynie „przesunięcie techniczne”. W praktyce — kolejny akord w jednej z najbardziej medialnych spraw ostatnich miesięcy.
Według śledczych głównym wątkiem pozostaje to samo kluczowe pytanie:
Czy Fundacja Lux Veritatis prawidłowo wydała ponad 200 milionów publicznych pieniędzy na budowę muzeum?
To śledztwo jest zbyt duże, by je zamknąć jednym protokołem. A zbyt głośne, by społeczeństwo przeszło nad nim obojętnie.
Muzeum „Pamięć i Tożsamość”. Inwestycja za setki milionów i równie wiele znaków zapytania
Projekt powstał jako inicjatywa, która łączy pamięć o Janie Pawle II z narracją o polskiej historii i duchowości. Ale obok muzealnych gablot, multimediów i monumentalnej architektury, od lat rośnie inne dziedzictwo — to finansowe.
Fundacja Lux Veritatis otrzymała gigantyczne dotacje:
– z Ministerstwa Kultury,
– ze spółek Skarbu Państwa,
– z agencji rządowych.
Łącznie — ponad 200 milionów złotych.
Część komentatorów od dawna pyta: czy projekt, mimo religijnego charakteru i deklaracji misji narodowej, był prowadzony z odpowiednią przejrzystością? Czy pieniądze zostały rozliczone zgodnie z przepisami o finansach publicznych?
To właśnie te wątpliwości zaprowadziły śledczych do Torunia.
Toruński model. Biznes, wiara i pieniądze pod lupą
Mówi się o tym od lat: imperium ojca Rydzyka to już nie tylko Radio Maryja i Telewizja Trwam. To uczelnia WSKSiM, spółki powiązane z geotermią, działalność wydawnicza, inwestycje w media, projekty kulturalne i edukacyjne. Całość działa jak sieć naczyń połączonych — z Fundacją Lux Veritatis w centrum.
Ten model jest hybrydowy:
– darowizny,
– publiczne dotacje,
– działalność komercyjna.
To połączenie od dawna budzi pytania o przejrzystość. I to właśnie przejrzystość — a właściwie jej brak — stała się paliwem dla śledztwa.
NIK już wcześniej badał finanse toruńskich podmiotów. Teraz do gry wchodzi prokuratura. Tym razem chodzi o konkret: rozliczenia muzeum i dokumenty związane z wydatkowaniem gigantycznych środków publicznych.
Rydzyk jako świadek. Kluczowa rola, ale nie kluczowa odpowiedzialność?
Formalnie redemptorysta występuje jako świadek. To oznacza, że nie grożą mu zarzuty — przynajmniej na razie. Ale jego pozycja w fundacji sprawia, że jego słowa będą dla śledczych kluczowe.
Jeśli dokumenty i zeznania potwierdzą nieprawidłowości:
– zarzuty mogą trafić do osób pełniących funkcje w Fundacji,
– a śledztwo może wejść na poziom odpowiedzialności karnej.
Jeśli nie — prokuratura zamknie wątek bez dalszych kroków. Ale to mało prawdopodobny scenariusz, biorąc pod uwagę skalę środków i intensywność kontroli.
Co dalej? Decydujący moment w jednym z najgłośniejszych śledztw w Polsce
Czy 10 grudnia przyniesie przełom?
Niekoniecznie — ale może stać się początkiem końca tej wieloletniej historii.
Jeśli prokuratura uzna, że środki mogły być wydane niezgodnie z przeznaczeniem, w grę wchodzą:
– zarzuty finansowe,
– naruszenia prawa zamówień publicznych,
– odpowiedzialność karna osób zarządzających inwestycją.
Jedno jest pewne: sprawa muzeum nie jest tylko o murach i ekspozycjach.
To test na to, jak państwo reaguje, gdy gigantyczne publiczne środki trafiają do organizacji powiązanych z najbardziej wpływowymi postaciami Kościoła.
A 10 grudnia — to dzień, w którym będzie można zobaczyć, w którą stronę ta historia skręci.
