Czy prezydent Duda odważy się pomóc skazanemu przez media Greczkowiczowi?

Każdy z nas lubi scenariusze filmów, w których skazany na śmierć główny bohater, po jednoznacznym procesie, samych twardych dowodach, jest uniewinniany, bowiem jakiś dociekliwy policjant, detektyw, dziennikarz, żona, mąż, przyjaciel wbrew całemu światu pokazuje niewinność skazańca. Taki spisek, który wprowadził wszystkich w błąd jest idealnym filmowym motywem układanki kryminalnej. Lubimy oglądać zdemaskowaną krzywdę i uwielbiamy prawić, że pozory mylą, a ludzie to świnie, które podążają bezmyślnie za tłumem. Pastwimy się wtedy jak sprawiedliwi wśród morza chwastów. A kim jesteśmy naprawdę, ale już nie przed netfixowym ekranem, ale tak naprawdę; w tzw. realu?


Powiedzmy, że mówię sprawdzam. Tomasz Greczkowicz, człowiek skazany najpierw przez media, a potem przez sądy. Nie pomogły mu argumenty, dziennikarze, dokumenty, ludzie, my wszyscy (!). Nie pomógł mu nawet adwokat, który nota bene jest adwokatem także w sprawach Zbigniewa Ziobry, więc bez wątpienia można zaliczyć go do pierwszej półki polskiej palestry. A tłum po medialnym linczu nie mówi zazwyczaj „pozory mylą”, ale rozjuszony wykrzykuje całkowicie odmienną semantycznie frazę, skądinąd o znanej genealogii: „Na krzyż, na krzyż z nim!”.


Kim jest Greczkowicz? Najpierw przypomnę tu optykę tablidów i niedawnego programu „Uwaga! TVN”. Oto mamy przed sobą bogatego biznesmana, a przecież nie lubimy bogatych, bo sami nimi nie jesteśmy… Młody bogacz uprawiał MMA. Uderzył swojego kolegę. Cios obeznanego w sztukach walki Greczkowicza był śmiertelny. Wszystko stało się w obecności żony zmarłego. Śmiertelny cios zawodnika MMA – ten tytuł witał na wielu łamach, a my zapewne życzyliśmy Greczkowiczowi dożywocia, a niejeden szwagier z niejednym teściem przy wódce życzyli gorszych jeszcze rzeczy.
A więc garść niewygodnych dla naszego sumienia faktów (głównie sądowych i medycznych). Tomasz Greczkowicz został poniżony słownie i opluty przez Bartosza Zająca, który zamierzył się w jego kierunku.

Greczkowicz raz jeden uderzył lub nawet tylko odepchnął napastnika, czym nie wyrządził mu większej szkody (co potwierdzają lekarze), ale napastnik – będąc kompletnie pijanym (a taki zdaniem biegłych nie ma sprawnych odruchów amortyzujących upadek) gruchnął głową w betonowy kosz na śmieci lub trotuar. Żona zmarłego (główny świadek i główny bohater „Uwagi” TVN”) twierdziła, że widziała jak Greczkowicz bije (wielokrotne ciosy) jej męża, ale później musiała przyznać, że kłamała, a samego zwarcia mężczyzn w ogóle nie widziała! Zając zmarł nie od ciosu, ale od upadku spowodowanego swoim stanem nietrzeźwości i następnego dnia od zajścia, prawdopodonie na skutek także nieodpowiedniej opieki szpitalnej (co potwierdzają kolejni biegli lekarze). Poza tym, to Zając był agresorem, jednak w Polsce caus obrony koniecznej to pieśń przyszłości, a sędziowie inaczej niż w Stanach Zjednoczonych wolą procedować na znanym im paragrafie „nieumyślnego spowodowania śmierci”, czyli wypadku nieumyślnego.


Oczywiście sprawa ta nie byłaby może tak chętnie relacjonowana, gdyby nie czynniki polityczne. W wielkim skrócie, zmarły Bartosz Zając też był biznesmanem (ale media już nie robiły z tego zagadnienia) i miał dużo lepszą pozycję w Bytomiu (gdzie rzecz się toczyła), bowiem był kuzynem ówczesnego prezydenta Bytomia Damiana Bartyli. Czy ten naciskał na procedowanie sprawy w odpowiednim kierunku? Nie wiadomo. Wiadomo, że spotykał się ze świadkami. Zającowie przyjaźnili się też z Kunami, czyli inaczej niż w przyrodzie. I byłoby to tylko zwykłe zestawienie nazwisk o zwierzęcej etymologii, gdyby nie fakt, że Paweł Kuna to tzw. układ wiedeński i organizacja spotkań z agentem Ałganowem (starsi czytelnicy pamiętają tę niegdyś głośną aferę wywiadowczą), a interesy braci Kunów z Jeremiaszem „Baraniną” Barańskim i Ricardo Fanchinim vez Kozina to już historia. Tak, warto dodać, że Paweł Kuna był stałym bywalcem procesów przeciwko Greczkowiczowi, który magicznym ciosem zawodnika MMA zabił kolegę, jak przekonywały media. I co? I nawet to MMA okazało się fikcją. Greczkowicz był totalnym amatorem. Raz jeden w życiu wystąpił na profesjonalnym ringu i dostał prawdziwy łomot. To się jednak nie dobrze dziennikarzom nie kadrowało… Stąd klisza być może już nie do zdarcia śmiertelnje pięści zawodnika MMA.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});


Nie było więc mediów rozdzierających szaty, nie było nawet odrobinę dociekliwych żurnalistów. Może poza nielicznymi portalami i tekstem zamieszczonym na nieistniejącym już serwisie wSensie.pl Sąd pierwszej instancji skazał Greczkowicza – powiedzmy łagodnie – bo na karę w zawieszeniu; za to sąd drugiej instancji skazał go na bezwzględną karę pozbawienia wolności. Obecnie Greczkowicz wierzy już tylko w prezydenckie prawo łaski i w sumienie głowy państwa; sumienie które musiałoby się unieść ponad tabloidami…
Piotr Strumieński


Czytaj także artykuł Magdaleny Deruckiej: „Bronił siebie i rodziny raniąc napastnika. Teraz może pójść siedzieć. Zobacz szokujące argumenty sądu”

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});