Alicja Bachleda-Curuś bardzo przeżyła śmierć swojego mistrza, Zbigniewa Wodeckiego. Znajoma aktorki wyjawia, że do teraz trudno jej się pogodzić z jego odejściem. Podobno w wyjątkowy sposób chce mu oddać hołd.
Długo męczyło ją poczucie, że nigdy tak naprawdę nie zdążyła mu podziękować. Alicja Bachleda-Curuś do dzisiaj nie może pogodzić się z odejściem Zbigniewa Wodeckiego i kiedy tylko słyszy utwór w jego wykonaniu, szklą jej się oczy.
Gdy dowiedziała się, że piosenkarz miał udar, natychmiast zareagowała na jednym z portali społecznościowych.
– Aksamitny głos anioła, tak miło spotykać go na ulicach Krakowa. Jeśli te smutne wiadomości to prawda, prześlijmy mu moc życzeń i modlitwę – napisała.
Była przekonana, że artysta wyjdzie z tego, bo przecież nie może być inaczej. Niestety, ta najgorsza i najsmutniejsza wiadomość o jego śmierci zastała aktorkę w jej domu w Los Angeles.
– Ala chciała być na pogrzebie, ale nie była w stanie przełożyć terminów pewnych spotkań. Jednak kiedy przyjechała do Krakowa, od razu odwiedziła grób swojego mistrza na cmentarzu Rakowickim – zdradza “Rewii” osoba z bliskiego otoczenia aktorki.
Kiedy żył, często widywali się na Rynku.
– Zawsze witał się z nią bardzo serdecznie i zawsze miał czas, aby zapytać, co słychać i jak jej się wiedzie – słyszymy.
Interesowało go, jak Alicja sobie radzi, bo to on zauważył ją na festiwalu piosenki dziecięcej w Częstochowie, gdy miała 10 lat. I przekonał jury, że to ta dziewczynka powinna otrzymać Grand Prix.
– Pan Zbyszek odegrał w moim życiu ogromną rolę. Odkrył mnie. Powiedział, że wierzy we mnie i zawsze zapewniał, że mi kibicuje. Dziękuję mu, że do końca dawał nam radość, dzieląc się talentem. I że zostawił po sobie skarbnicę muzycznych dokonań. Czuję żal, że nie usłyszę jego pięknego głosu na żywo i że nie spotkam go w krakowskiej kawiarence – wyznała aktorka.
Jest też gotowa podziękować swojemu mistrzowi w szczególny sposób: napisała już tekst, a teraz pracuje nad muzyką do piosenki, którą chciałaby nagrać w hołdzie dla Zbigniewa Wodeckiego.