Nie żyje młodziutki polski aktor. Chłopca potrącił samochód – nie miał żadnych szans
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

To jedna z tych wiadomości, na które nikt nie jest przygotowany — szczególnie w świecie filmu, gdzie talent i młodość zwykle kojarzą się z początkiem długiej drogi, nie jej końcem. Środowisko artystyczne w Polsce pogrążyło się w żałobie po informacji o śmierci 11-letniego Nikodema Mareckiego, chłopca, który miał przed sobą wielką karierę. Jego debiut filmowy zapamiętało wielu widzów, a reżyserzy widzieli w nim jednego z najbardziej obiecujących młodych aktorów swojego pokolenia.

„Potwierdzam informację”. Szkoła i reżyser ujawniają dramatyczne szczegóły

Wieść o śmierci chłopca potwierdził sekretariat Szkoły Podstawowej im. Tadeusza Kościuszki w Niedźwiedziu, do której uczęszczał Nikodem.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Krótka odpowiedź, którą otrzymała Plejada, mówiła właściwie wszystko:

„Potwierdzam informację. Pogrzeb jest w środę”.

Chwilę później emocjonalny wpis opublikował na Facebooku reżyser Marcin Koszałka. To on jako pierwszy opisał, jak tragiczne były ostatnie chwile życia chłopca.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Według jego relacji Nikodem wybiegł z autobusu szkolnego prosto pod nadjeżdżający samochód. Zginął na miejscu.

W sieci pojawiły się słowa reżysera:

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

„Okropna wiadomość. Nie żyje Nikodem Marecki, który grał w Białej odwadze synka głównej bohaterki, Bronki. Nikodem wybiegł z autobusu szkolnego i potrącił go samochód. Straszne… wielka strata, był bardzo zdolny i świat się przed nim otwierał. Do zobaczenia”.

To właśnie ten wpis jako pierwszy wstrząsnął środowiskiem filmowym i lokalną społecznością.

Talent, który dojrzewał z zadziwiającą szybkością

Choć miał zaledwie 11 lat, Nikodem zdążył już zaznaczyć swoją obecność na ekranie.
W „Białej odwadze” Marcina Koszałki zagrał syna głównej bohaterki. Rolę Bronki kreowała tam Agnieszka Żulewska, a młody Nikodem nie ustępował jej emocjonalną głębią.

Jego gra — naturalna, delikatna, prawdziwa — zwróciła uwagę widzów i krytyków. Mówiono o nim, że „ma w oczach coś, co trudno wyuczyć”.

Po debiucie pojawił się w filmie „Zołza”, a potem w serialu „Szpital św. Anny”, gdzie na planie pracował z dorosłymi aktorami z zadziwiającą swobodą i dojrzałością.

To miał być dopiero początek.

„Świat stał przed nim otworem”. Reżyser i widzowie żegnają Nikodema

Po tragicznym wpisie Marcina Koszałki ruszyła fala wspomnień i kondolencji.
Aktorzy, reżyserzy, znajomi rodziny — wielu z nich nie kryło łez.

Pisano m.in.:

  • „Był jednym z tych dzieciaków, które wchodzą na plan i od razu wiadomo, że to talent.”

  • „Pracować z nim to była przyjemność. Zdolny, grzeczny, ciekawy świata.”

  • „To niewyobrażalna tragedia. Serce pęka.”

Wspólny ton tych wpisów jest jeden — Nikodem nie był przypadkowym dzieckiem w filmie.
Był kimś, w kim wielu widziało przyszłego aktora z prawdziwego zdarzenia.

Pogrzeb już w środę. Rodzina i szkoła w ogromnej żałobie

Ceremonia pożegnalna Nikodema Mareckiego odbędzie się w najbliższą środę.
Szkoła prosi o uszanowanie prywatności rodziny, która przeżywa niewyobrażalną stratę.

Ta tragedia przerwała życie chłopca, który dopiero zaczynał odkrywać świat filmu.
Dla polskiej kultury to strata, której boleśnie — i długo — nie da się zapomnieć.

Składamy rodzinie, bliskim i przyjaciołom Nikodema najszczersze wyrazy współczucia.