Dla jednych to spokojna rozmowa i błogosławieństwo domu. Dla innych – moment napięcia, bo koperta znów wraca na pierwszy plan. Doroczne wizyty duszpasterskie od lat dzielą wiernych, ale w tym sezonie temat pieniędzy wybrzmiał wyjątkowo głośno. Wszystko przez decyzję jednego z proboszczów, który zamiast niejasnego „co łaska” zaproponował twarde reguły.
- Zobacz także: Rosyjskie bom***ce leciały w kierunku Wielkiej Brytanii. NATO pilnie poderwało myśliwce
Jak dziś wygląda kolęda i po co księża odwiedzają wiernych
Sezon kolędowy rozpoczął się pod koniec listopada i potrwa do połowy lutego. Choć sens wizyty pozostaje niezmienny – modlitwa, błogosławieństwo i rozmowa z domownikami – forma kolędy wyraźnie się zmienia.
- Czytaj też: Najpierw Kołaczkowska a teraz on. Chwilę przed wigilią dotarła wieść o śmierci uwielbianego kabareciarza
Coraz częściej parafie rezygnują z chodzenia „od drzwi do drzwi”. Zamiast tego wprowadzają zapisy na konkretny termin, co ma usprawnić organizację i dostosować się do rytmu współczesnego życia. Dla części wiernych to wygoda, dla innych znak, że kolęda traci dawny, bardziej bezpośredni charakter.
Nie brakuje też głosów, że wizyta duszpasterska bywa kojarzona z elementem kontroli, zwłaszcza gdy w grę wchodzi sprawdzanie zeszytów do religii czy rozmowy o praktykach wiary.
„Co łaska” czy konkretna kwota? Pieniądze wciąż budzą emocje
Najwięcej kontrowersji niezmiennie wywołują datki pieniężne. Symboliczna koperta stała się dla wielu synonimem kolędy, a pytanie „ile wypada dać” powraca co roku.
W debacie publicznej księża wielokrotnie podkreślali, że ofiary są dobrowolne. Ksiądz Sebastian Picur zwracał uwagę, że „co łaska” nie powinno oznaczać presji ani obowiązku. Jednak praktyka bywa różna.
Tym razem głośno zrobiło się o proboszczu z Podlasia, który ustalił konkretne stawki:
-
500 zł od rodziny,
-
250 zł od osoby samotnej.
Duchowny zaznaczył, że zdarzają się również niższe wpłaty – nawet 30 zł – ale jasno określone kwoty miały, jego zdaniem, uporządkować sytuację i uniknąć niedomówień.
Dlaczego proboszcz ustalił „składkę kolędową”
Decyzja wywołała falę komentarzy, ale sam proboszcz tłumaczył ją wprost. Jak argumentował, podobne zasady obowiązywały już wcześniej, za czasów jego poprzedników, i nie spotykały się z otwartym sprzeciwem parafian.
Wskazywał również na konkretne koszty, które parafia musi ponosić, w tym wynagrodzenie dla organisty oraz bieżące utrzymanie kościoła. W jego ocenie jasne reguły są uczciwsze niż milczące oczekiwania i domysły wiernych.
Na co trafiają pieniądze z kolędy
Wbrew obiegowym opiniom, środki zebrane podczas kolędy nie trafiają wyłącznie do kieszeni księdza. Duchowni wyjaśniają, że pieniądze są dzielone i przeznaczane na różne cele.
Zgodnie z wcześniejszymi wypowiedziami księży zajmujących się tym tematem:
-
część środków trafia do diecezji,
-
część zasila fundusze kościelne,
-
znaczna suma bywa przeznaczana na remonty, rachunki i inwestycje parafialne,
-
w niektórych przypadkach finansuje się z nich lokalną infrastrukturę, np. świetlice.
Księża podkreślają, że kolęda jest jednym z ważniejszych źródeł utrzymania parafii, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Czy datki są naprawdę dobrowolne
To pytanie wraca jak bumerang. Oficjalnie odpowiedź brzmi: tak. Duchowni zapewniają, że nikt nie jest zobowiązany do wręczania koperty ani do wpłacania określonej kwoty.
Praktyka pokazuje jednak duże zróżnicowanie. Analiza przykładowych wpłat ujawnia, że najczęściej pojawiają się kwoty 50 lub 100 zł, choć zdarzają się zarówno niższe, jak i znacznie wyższe datki.
Decyzja proboszcza z Podlasia pokazała jedno: temat pieniędzy podczas kolędy pozostaje jednym z najbardziej drażliwych punktów relacji Kościół – wierni. I nic nie wskazuje na to, by w najbliższych latach miało się to zmienić.
