Europa zmaga się z gwałtownym wzrostem przypadków wirusowego zapalenia wątroby typu A. Choroba, która rozprzestrzenia się przez skażoną wodę, żywność i brak higieny, coraz częściej pojawia się w raportach epidemiologicznych. Nad Wisłą sytuacja też przestaje być spokojna.
- Czytaj też: Patrycja Markowska i jej mąż przekazali niebywałe wieści. Zaledwie rok po ślubie, a tu taka nowina
Czechy pod presją. Statystyki, które nie uspokajają
Instytut Zdrowia Publicznego w Czechach poinformował, że od początku roku odnotowano 2597 przypadków zakażenia wirusem HAV. To ponad cztery razy więcej niż w całym 2024 roku.
Najwięcej zachorowań zarejestrowano w:
-
Pradze – 1108 przypadków,
-
regionie środkowoczeskim – 418 przypadków.
Ciężar opieki spadł na szpitale. Większość zakażonych wymagała hospitalizacji, ale dla 322 osób zabrakło wolnych łóżek. To wyraźny sygnał, że system ochrony zdrowia jest mocno obciążony.
Wirus uderza we wszystkie grupy wiekowe, jednak dominują:
-
dorośli w wieku 30–45 lat,
-
dzieci w wieku 5–9 lat.
Dramatycznie wyglądają też dane dotyczące zgonów. Najczęściej umierają mężczyźni z chorobami współistniejącymi, w tym uzależnieni od alkoholu lub narkotyków. Coraz częściej podkreśla się jednak, że epidemia nie ogranicza się wyłącznie do grup ryzyka – zakażenia pojawiają się także u osób dbających o higienę i prowadzących ustabilizowany tryb życia.
Alarm na granicy. Polskie MSZ apeluje o ostrożność
Na sytuację w Czechach zareagowało polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Resort odradza podróże do Czech, zwłaszcza w celach turystycznych. Osoby, które mimo wszystko zdecydują się wyjechać, powinny:
-
szczególnie dbać o mycie rąk,
-
korzystać wyłącznie ze sprawdzonych lokali gastronomicznych,
-
unikać jedzenia z nieznanych źródeł,
-
pić wyłącznie wodę butelkowaną.
Podkreśla się, że nawet krótki kontakt z kranówką może nieść ryzyko zakażenia. Eksperci przypominają, że szczepienie przeciw WZW typu A jest najskuteczniejszą ochroną. W obecnej sytuacji ma znaczenie nie tylko dla podróżnych, ale także dla mieszkańców dużych miast.
MSZ zapowiada aktualizację wytycznych, jeśli epidemia w Czechach będzie się nasilać. Epidemiolodzy ostrzegają jednak już teraz – fala zachorowań może łatwo przekroczyć granicę i stać się realnym zagrożeniem dla całego regionu.
Polska też notuje wzrost. WZW typu A przestaje być marginesem
Główny Inspektor Sanitarny, dr Paweł Grzesiowski, zwraca uwagę, że także w Polsce sytuacja zaczyna się zmieniać. W poprzednich latach rocznie notowano 100–200 przypadków WZW typu A. W tym roku liczba zakażeń przekroczyła już 700 przypadków i rośnie z tygodnia na tydzień.
Według prof. Pawła Rajewskiego za wzrost odpowiada przede wszystkim:
-
ruch migracyjny,
-
bezdomność,
-
turystyka zagraniczna.
Choroba rozwija się etapami. Najpierw pojawia się okres prodromalny, w którym objawy przypominają zwykłą infekcję:
-
gorączkę,
-
osłabienie,
-
bóle mięśni.
Następnie następuje faza żółtaczkowa – dochodzi:
-
wymioty,
-
biegunka,
-
zmiana koloru moczu i stolca.
Ostatni etap to rekonwalescencja, trwająca często kilka tygodni. Najgroźniejszym powikłaniem jest piorunujące zapalenie wątroby, które w krótkim czasie prowadzi do niewydolności narządu i wymaga intensywnej terapii, dializ albuminowych, a nierzadko przeszczepu.
W praktyce wystarczy:
-
kontakt z nieodpowiednio zabezpieczoną wodą,
-
jedzenie z przypadkowego stoiska,
-
zaniedbanie higieny po powrocie z podróży.
Fala zachorowań już przyspiesza, a biorąc pod uwagę tempo wzrostu w Czechach, scenariusz podobnej sytuacji w Polsce nie jest abstrakcją. To perspektywa, która z każdym tygodniem staje się coraz bardziej realna.
Wirusowe zapalenie wątroby typu A przestaje być rzadkim incydentem epidemiologicznym, a zaczyna przypominać trend, którego nie można ignorować.
