Dramatyczne wyznanie polskiej gwiazdy: „Synek umierał na moich rękach, błagałam Boga aby go szybciej zabrał”

Zaraz po studiach grała duże filmowe role, których zazdrościły jej koleżanki ze szkoły teatralnej. Ewa Gorzelak (44 l.) cieszyła się z zawodowych sukcesów, ale pragnęła również zostać żoną i mamą.

Szybko wzięła ślub z ukochanym – kolegą po fachu, Zbigniewem Dziduchem (45 l.). Gdy na świat przyszli ich synowie – Franio (18 l.) i Rysio (16 l.), robiła wszystko, by pogodzić karierę z macierzyństwem, co często przerastało jej możliwości.

Grając jedną z głównych ról w serialu „Na Wspólnej”, więcej czasu niż z synami spędzała na planie. – W zasadzie nie było mnie w domu – mówi po latach. – Przyznam, że czuję się trochę uboższa o to, że nie pamiętam Rysia 5- czy 9-miesięcznego – dodaje.

Wkrótce jednak musiała przewartościować całe swoje życie. Gdy Rysio, jej młodszy synek, miał półtora roku, poważnie zachorował. Aktorka z niepokoju odchodziła od zmysłów, bo początkowo lekarze nie potrafili zdiagnozować choroby. – Nie ma nic gorszego niż patrzenie na gasnące w oczach dziecko i nieznajomość przyczyny – wyznaje aktorka.

Kiedy wreszcie ustalono, że to nowotwór mózgu, chłopiec był w stanie agonalnym. – Na szczęście na onkologii dziecięcej lekarze zawsze próbują walczyć, nawet gdy sytuacja sprawia wrażenie beznadziejnej – podkreśla aktorka.

Jej syn w ciągu dwóch lat leczenia przyjął 23 chemioterapie. Dla matki, która patrzy na tak ogromne cierpienie swojego dziecka, to dramat, jakiego nie da się wyrazić w żaden sposób. – On mi umierał na rękach. W pewnym momencie nie miał siły płakać, tylko tak cichutko się skarżył. Prosiłam Boga, aby szybciej go zabrał i skrócił jego cierpienie. Myślałam, że mi serce pęknie. Przyszedł ksiądz, namaścił go, dał mu sakrament chorych – wspominała Gorzelak.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Podczas choroby synka szpital stał się jej drugim domem. A przecież, wracając do tego prawdziwego, musiała się uśmiechać, bo czekał tam na nią niewiele starszy od Rysia Franek, który także potrzebował ciepła mamy. Dziś nie wie, jak znalazła w sobie siłę, żeby przetrwać te trudne chwile. Zwłaszcza że lekarze przygotowywali ją na najgorsze.

Wtedy ukojenie znalazła w wierze. – Kiedy medycyna powoli rozkłada ręce, pojawia się…

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

>>>CZYTAJ DALEJ<<<