Koalicyjny rząd chadeków i socjaldemokratów byłby dla Polski najgorszym z możliwych scenariuszy – pisze „Tagesspiegel”. W tym układzie niemal wszystko znajduje się zdaniem autorki w „diametralnej sprzeczności” z interesami PiS.
Choć minęły ponad trzy miesiące od wyborów parlamentarnych, Niemcy nadal nie są w stanie powołać nowego rządu. Dlatego trwają rozmowy sondażowe w sprawie utworzenia tak zwanej wielkiej koalicji. Są wstępne porozumienia.
Dokument podsumowujący te rozmowy będzie podstawą oficjalnych negocjacji koalicyjnych. Co to oznacza dla Polski?
„Za dużo Francji, za dużo zrozumienia dla Rosji, za dużo stanowczości w sprawie budżetu i o wiele za mało Polski. Z tych powodów wielka koalicja byłaby dla sąsiadów Niemiec na Wschodzie najgorszym scenariuszem” – pisze Anna Sauerbrey w najnowszym wydaniu dziennika „Tagesspiegel”.
Proeuropejska koalicja w Niemczech
Koalicja będąca obecnie przedmiotem negocjacji w Niemczech ma być koalicją proeuropejską – zaznacza komentatorka dodając, że liderzy SPD, CDU i CSU zapowiedzieli w dokumencie przyjętym na zakończenie rozmów sondażowych „politykę europejskiego przełomu”.
Dokument jest „wyznaniem miłości do Francji” – pisze Sauerbrey. Jak podkreśla, Francja ma stać się dla Niemiec „centralnym partnerem odnowy”.
Komentatorka zaznacza, że deklaracje niemieckich polityków brzmią rozsądnie. Z kim, jak nie z Francją miałyby Niemcy reformować Europę? – pyta zastanawiając się jednak, jak te deklaracje zostaną przyjęte w Polsce.
Polski rząd zaniepokojony
„Polski rząd nie komentuje wyników rozmów sondażowych. Nie trudno jednak zgadnąć, jak czują się słysząc takie słowa oficjalni przedstawiciele Polski. Perspektywa dalszego udziału SPD pod kierownictwem Martina Schulza w rządzie, w połączeniu z położeniem akcentu na relacje niemiecko-francuskie jest z punktu widzenia polskiego rządu najgorszym scenariuszem” – czytamy w „Tagesspieglu”.
W tym układzie niemal wszystko znajduje się zdaniem autorki w „diametralnej sprzeczności” z interesami rządzącej w Polsce partii PiS.
Obawa przed Europą różnych prędkości
Zdaniem władz w Warszawie oś niemiecko-francuska symbolizuje Europę różnych prędkości, której powstaniu chciałyby właśnie zapobiec. „Dla polskiego rządu jest to słowo-klucz oznaczające rozpad Europy na centrum i peryferię, przy czym Polska znalazłaby się na marginesie” – cytuje autorka Milana Nica z think tanku Robert Bosch-Zentrum.
Polski rząd obawia się zwiększenia presji w związku z krytykowaną reformą sądownictwa – wyjaśnia Sauerbrey. Jak zaznacza, Niemcy opowiadają się za uzależnieniem unijnych funduszy od przestrzegania praworządności, a Polska jest największym biorcą netto tych środków. Zwraca uwagę, że w dokumencie po rozmowach sondażowych mowa jest o „bardziej konsekwentnym realizowaniu demokratycznych i praworządnych wartości i zasad”.
Sauerbrey wskazuje na wzrastający sceptycyzm niemieckich socjaldemokratów wobec Stanów Zjednoczonych oraz na sympatię do Rosji, co – jak zaznacza – bardzo niepokoi stronę polską. Obawy w Polsce wzbudzają też zastrzeżenia Francji wobec wolnego przepływu pracowników i oskarżenia o dumping.
„Tagesspiegel” przytacza opinię polskiego politologa Michała Kuzia: „Niemcy, Francja i Polska to historia jak z XIX-wiecznej powieści. Niemcy mają dwóch adoratorów. Jeden z nich – Emmanuel Macron potrafi uwieść Niemcy. Jest szarmancki, wytworny i podkreśla wspólne wartości, lecz chodzi mu właściwie tylko o pieniądze. Drugi (adorator) – Polska zachowuje się być może grubiańsko, byłby jednak z powodów ekonomicznych lepszym (partnerem)”.
Niemcy wybrały Francję ale nie powinny tracić Polski
„Decyzja na korzyść Francji dawno już zapadła i jest jak najbardziej słuszna” – pisze Sauerbrey. Niemcy muszą jej zdaniem wspierać postępowanie w sprawie praworządności przeciwko Polsce, jeśli nie chcą zdradzić fundamentalnych wartości Wspólnoty.
Niemiecko-francuski sojusz nie powinien jednak dopuścić do utraty „wielkiej i proeuropejskiej Polski” – zastrzega komentatorka. Koalicja w Niemczech powinna jej zdaniem wyjść Polsce naprzeciw, nawet w takich sprawach jak swoboda przemieszczania się pracowników.
„Zmieniając rząd i wysyłając nowego premiera Mateusza Morawieckiego z pierwszą wizytą do Brukseli, Polska uczyniła w końcu pierwszy krok” – uważa Anna Sauerbrey na łamach „Tagesspiegla”.