Andrzej Duda, Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Radosław Sikorski. Co łączy tych polityków? Miłość do nart! Każdy z nich jeździ inaczej – jedni lepiej, drudzy gorzej – ale wspólny mianownik jest jeden: wszyscy bez wyjątku kochają „białe szaleństwo”. Teraz serwis Wirtualna Polska zdradza kulisy wypadów najważniejszych polskich polityków na narty! A smaczków jest naprawdę sporo…
Prezydent już na dobre zaczyna narciarski sezon. Wraz z żoną i córką na Wigilię udał się do Wisły, gdzie trenuje. Głowa państwa na stoku może się wyszaleć do woli! Specjalnie przemalowany terenowy samochód i odpowiedni dobór funkcjonariuszy, którzy szlifują umiejętności narciarskie – tak BOR, według informacji Wirtualnej Polski, przygotował się do ochrony uwielbiającego „białe szaleństwo” Andrzeja Dudy. Dlaczego terenówka, a nie prezydencka limuzyna? Wszystko zmieniło się po wypadku głowy państwa z marca 2016 r., gdy jechał na narty do Karpacza, a opona w jego samochodzie pękła.
Jak się zabezpiecza prezydenta, gdy już dotrze na stok? Jak pisze Wirtualna Polska, powołując się na rozmówcę z Biura Ochrony Rządu, dwóch funkcjonariuszy sprawdza wcześniej stok. Następnie kilku z nich jeździ razem z ochranianym na stoku. Jeden towarzyszy prezydentowi na orczyku. – W tej grupie powinien być też jeden ratownik medyczny, który ma w plecaku apteczkę. Kierowcy są w samochodach na dole. W pobliżu powinna być też karetka – wylicza rozmówca portalu.
Dziwny przypadek Radosława Sikorskiego
Jak opisuje rozmówca WP.pl najlepiej na stoku czują się Andrzej Duda, Aleksander Kwaśniewski i Donald Tusk. Nieco gorzej radził sobie za to inny były prezydent Bronisław Komorowski. Podczas oddawania się „białemu szaleństwu” BOR ochraniał również ministrów.
Z relacji jednego z BOR-owców wynika, że nieprzyjemną przygodę związaną z wypadem na narty przeżył swego czasu Radosław Sikorski, były marszałek Sejmu i minister spraw zagranicznych. Jak podaje WP.pl, zaliczył on wypadek w Alpach. Uszkodził sobie nogę. Ratować go miał oficer BOR, który nie wzywał helikoptera, gdyż „kosztowałoby to krocie”. Zamiast tego pomysłowy funkcjonariusz… wziął Sikorskiego na plecy i zwiózł go ze stoku! Współpracownicy szefa MSZ mieli potem usłyszeć od niego żart, że z jazdą na nartach jest jak z seksem, trzeba się namęczyć, by było przyjemnie – relacjonuje serwis WP.pl.