W “13 posterunku”, od premiery którego mija w tym roku już 20 lat, bawił do łez. Chociaż Cezary Pazura uchodzi za jednego z najlepszych polskich aktorów komediowych, jego życie prywatne nie jest już wcale takie wesołe
Pierwsze małżeństwo zakończyło się przykrym rozstaniem, a małżonka odeszła, zostawiając go z malutką córeczką. Był tak zrozpaczony, że myślał nawet o samobójstwie.
Druga żona porzuciła go dla innego mężczyzny. Przyznawał też, że na początku kariery często martwił się o brak zleceń i nierzadko miał problemy finansowe. Bardzo ciężko przeżył informację o wypadku swojego brata.
Dopiero teraz, u boku trzeciej żony, odnalazł szczęście. Choć oczywiście wiele osób twierdziło, że to tylko chwilowe zauroczenie młodszą dziewczyną, i nie wróżyło ich związkowi powodzenia.
– Moje kontakty z dziewczynami zaczęły się bardzo późno. To przez mamę. Zawsze mnie straszyła, że muszę uważać, że zaraz będzie dziecko, że koniec świata i że z “dziewuszyskami” to tylko same kłopoty – wspominał Pazura w “Playboyu”.
16-letnią Żanetę poznał w 1986 roku, na warsztatach aktorskich.
– Tego samego dnia poszliśmy do łóżka, wieczorem Czarek mi się oświadczył, a rano chcieliśmy już wziąć ślub – opowiadała później dziewczyna. Aktor twierdził jednak, że wyglądało to zupełnie inaczej.
– W jakiś czas potem spotkałem ją na Piotrkowskiej w Łodzi i zaprosiłem na kawę do Spatifu. Na drugi dzień rano zapytałem, czy nie chciałaby zostać moją żoną, a ona tylko kiwnęła głową i powiedziała: “uhm”.
Pobrali się 1 kwietnia 1989 roku, a niedługo potem na świat przyszła ich córka.
W tym czasie Pazura, po rolach w “Krollu” i “Psach”, stał się gwiazdą, a jego żonie niezwykle podobała się popularność i sława. Była szczęśliwa i promieniała.
Sielanka nie trwała jednak długo. W 1994 r. żona aktora wyszła z domu – by już nigdy do niego nie wrócić. Odcięła się od męża, zrzekła się praw do opieki nad dzieckiem. Pazura był zszokowany i zrozpaczony.
– Byłem w okropnej sytuacji – opowiadał. – Sam z dzieckiem, z długami. Chciałem się targnąć na życie. Uratował mnie mój przyjaciel, Olaf Lubaszenko.
Starał się radzić sobie sam, ale przyznawał, że nie było łatwo.
– Nastka była ciągle ze mną, a ja przeżywałem taki szok, że nie jadłem i prawie nie spałem, bo jedno mrugnięcie córeczki stawiało mnie od razu na równe nogi. I wszystko musiało chodzić jak w zegarku. W szwajcarskim zegarku. Córka była ze mną w teatrze, na próbach, w bufecie, garderobie, ciągle gdzieś pod pachą – wspominał.
Dopiero w 1995 r. odzyskał wiarę w miłość – gdy poznał Weronikę Marczuk. Byli bardzo szczęśliwi. To ona wspierała go, gdy dowiedział się o wypadku swojego brata Radosława. Przebywał wówczas na Litwie, gdzie pracował na planie filmowym.
– W przerwie poszedłem do garderoby. Miałem 45 nieodebranych wiadomości. Zadzwonił telefon. To kolega: “Usiądź. Twój brat nie żyje”. Taką informację usłyszał w radiu – opowiadał w “Pani”.
Całe szczęście wiadomość okazała się mocno przesadzona; wypadek był poważny, ale Radosław przeżył.
Niestety, 4 lata później jego związek z Marczuk się rozpadł.
– Tamten okres chciałbym wymazać z pamięci raz na zawsze. Zostałem zostawiony dla innego mężczyzny. Kropka – kwitował.
Jednak zanim jeszcze sfinalizował rozwód, w pociągu poznał świeżo upieczoną maturzystkę, 19-letnią Edytę Zając. Zaiskrzyło.
I chociaż mało kto wierzył, że wyjdzie z tego coś poważnego, zakochani się tym nie przejmowali. Pobrali się w 2009 r. I, wbrew radom życzliwych znajomych, aktor nie chciał intercyzy. Powtarzał, że spotkał miłość swojego życia, a różnica wieku zupełnie mu nie przeszkadza.
– Pobraliśmy się z miłości, to nie jest kontrakt małżeński – podkreślał.
Razem wychowują córkę Amelkę i syna Antoniego. Pytany o swoje marzenia, aktor odpowiada:
– Chcę żyć długo z Edytką, by pokazywać dzieciom, jak wygląda prawdziwa miłość.