
Historia Brajana Chlebowskiego z łódzkiego Śródmieścia porusza do dziś. Miał tylko sześć lat, kiedy zdecydował się wezwać pomoc, by uratować ojca i sąsiadów z płonącego mieszkania. Sam Brajan Chlebowski nie przeżył. Dziś na jego grobie nie brakuje białych kwiatów i świec.
„Pali! Pali się u mnie!” — ostatni telefon Brajana Chlebowskiego
Był wtorek, 8 lutego 2005 roku. Brajan przebywał pod opieką ojca w mieszkaniu przy ul. Dowborczyków. Mama chłopca, Beata Chlebowska, była wtedy w pracy. Nagle wybuchł pożar.
To Brajan jako pierwszy dostrzegł płomienie w kuchni. Zamiast uciekać, sięgnął po telefon i zadzwonił po pomoc.
„Pali! Pali się u mnie! Niech pan przyjeżdża! Na Dowborczyków pali się nasze mieszkanie!” — usłyszał dyżurny straży pożarnej o godz. 13:47.
Niestety, to były jego ostatnie słowa.
Brajan Chlebowski: tragiczny finał i heroiczna decyzja matki
Strażacy przybyli błyskawicznie. Kiedy weszli do środka, Brajan Chlebowski i jego ojciec byli już nieprzytomni. Mimo reanimacji i leczenia w szpitalu, życia chłopca nie udało się uratować. Przyczyną śmierci było zatrucie tlenkiem węgla.
Mama Brajana, mimo bólu, podjęła trudną decyzję. Zgodziła się na pobranie narządów syna do przeszczepów. Jego pogrzeb odbył się 17 lutego 2005 roku na cmentarzu Nowy Zarzew.
„Gdyby nie jego bohaterstwo, być może dzisiaj na cmentarzu byłoby kilka rodzin, a nie jedna” — powiedział podczas uroczystości ówczesny prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki.
Medal od prezydenta i książka o „ogniowych smokach”
Brajan Chlebowski został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego medalem „Za Ofiarność i Odwagę”. Na jego nagrobku widnieje napis:
„Bohaterski chłopiec wobec żywiołu ognia i bezradności dorosłych. Odznaczony przez Prezydenta RP Orderem za ofiarność i obronę życia i mienia.”
Jego imię noszą dziś plac zabaw w łódzkim ZOO i Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza w Witkowie. Powstała też książka dla dzieci „Brajan i ogniowe smoki” Andrzeja Żaka.
Śmierć, której nie da się zapomnieć
Rodzina Brajana otrzymała obietnicę nowego mieszkania od miasta. Koszty pogrzebu pokrył łódzki przedsiębiorca pogrzebowy Witold Skrzydlewski.
„Przeżyłem tę tragedię jak śmierć kogoś bliskiego. Do końca życia będę zapalał świeczkę na jego mogile i kładł kwiaty” — powiedział.
Do trumny włożył małe samochodziki. Wiedział, że Brajan bardzo je lubił.
Co wydarzyło się naprawdę?
Z ustaleń mediów wynika, że źródłem ognia był rozgałęźnik za kuchenką. Prawdopodobnie ojciec Brajana spał, gdy pojawił się ogień.
„Myślałem, że ugasiłem pożar. Źle zrobiłem. Powinienem zawinąć Brajana w koc i wynieść na zewnątrz. Wypiłem może trzy, cztery piwa. Dla mnie największą karą jest to, że żyję” — wyznał Aleksander Chlebowski w programie „Uwaga”.
Chociaż rodzina była pod opieką kuratora, nie wzbudzała wcześniej zastrzeżeń służb.
Źródło: Goniec