Od poniedziałku, czyli zaraz po tym, jak wybuchł pożar w katedrze Notre Dame we Francji, w postępowaniu wyjaśniającym bierze udział około 40 śledczych z brygady kryminalnej oraz około 10 techników. Mają odpowiedzieć na pytanie: dlaczego do tego doszło?
Czy będzie to kiedykolwiek możliwe? Na razie pewne jest, że śledztwo zapowiada się na długie, żmudne i bardzo trudne. Choć informacje, które pojawiają się po pierwszych przesłuchaniach, wydają się co najmniej ciekawe.
Wszystko wskazuje na to, że jako pierwsi ogień zobaczyli dwaj agenci ochrony, pracujący w Notre-Dame. Jak zeznali, płomienie były wysokie „na trzy metry”. Policji śledczej przekazali nawet zdjęcia, które mają o tym świadczyć. Ważna informacja jest jednak taka, że na monitorach kontrolnych sygnał alarmu miał włączyć się już około godziny 18.15. Problem w tym, że najprawdopodobniej błąd informatyczny, na razie niewyjaśniony, wskazał inne miejsce pojawienia się pożaru. Jeśli tak rzeczywiście było, a śledczy sprawdzają taki wątek, czy mogło to opóźnić interwencję strażaków? To być może jedno z kluczowych pytań.
Zdaniem dziennika „Le Parisien”, źródło pożaru zostało najpierw zlokalizowane w rogu pod iglicą, która niedługo potem runęła w dół, całkowicie objęta płomieniami. Co mogło spowodować ogień? Dzisiaj najbardziej prawdopodobna wersja wskazuje na zwarcie instalacji elektrycznej. Przypomnijmy, że katedrę czekał poważny remont, w pierwszej kolejności właśnie iglicy, która miał zostać zdjęta do renowacji. Od ubiegłego roku trwało ustawianie ogromnego, w sumie pięciotonowego rusztowania.
Źródła zbliżone do śledztwa twierdzą, że szczególnym obiektem zainteresowania są windy postawione specjalnie na czas prac remontowych. Te same windy były już wykorzystywane w ubiegły czwartek, gdy z dachu ściągano, też do renowacji, figury 12 apostołów i czterech ewangelistów.
Najpewniej dzisiaj śledczy będą korzystać z dronów, które mają z góry dostarczyć kolejnych informacji. Cel: zrobione w ten sposób zdjęcia i wideo mają pomóc w próbie zrekonstruowania pierwszych chwil pożaru. Choć nikt nie ma wątpliwości, że będzie to bardzo trudne.
Ale jest też inny cel pracy dronów. Sprawdzenie, czy struktura katedry jest rzeczywiście stabilna i nie została poważnie naruszona. Dopiero wtedy będą możliwe pogłębione analizy techników.
„Możliwe jednak, że nigdy nie dowiemy się, jak do tego doszło” – mówi anonimowo jedno ze źródeł zbliżonych do śledztwa.