
Dwa miesiące po śmierci Joanny Kołaczkowskiej członkowie kabaretu Hrabi postanowili wyrwać się z marazmu i spędzić wspólnie kilka dni w górach. Wyjazd stał się dla nich nie tylko formą integracji, ale też niezwykłym doświadczeniem duchowym. Dariusz Kamys opisał poruszający moment, w którym wszyscy poczuli obecność Aśki.
- Czytaj też: Gruchnęły sensacyjne wieści o mamie Madzi z Sosnowca. Pilne informacje nadeszły z więzienia
„Nie ma Jej. Wciąż trudno to zrozumieć”
Joanna Kołaczkowska była sercem i głosem kabaretu Hrabi. Jej nagła śmierć wstrząsnęła nie tylko środowiskiem artystycznym, ale też tysiącami fanów. Dariusz Kamys w swoim wpisie przyznał, że codzienność bez niej jest pełna pustki.
– Największą nagrodą było zawsze rozbawić Aśkę. Jej śmiech – szczery, głośny, ale nigdy hałaśliwy – motywował do kolejnych wygłupów. Dziś brakuje nam tego wszystkiego. Brakuje bliskości, rozmów i najbardziej – brakuje nam Jej – napisał.
Wspólny wyjazd w góry
Pomysł, by zespół wyruszył na górską wyprawę, należał do Mateusza, realizatora dźwięku. Nie chodziło tylko o spacerowanie, ale o to, by poczuć się razem, choćby na chwilę.
– Razem się zmęczyć, razem iść pod górę – nawet jeśli stromo. To miało nam przypomnieć, że wciąż stanowimy całość, nawet jeśli brakuje jednego głosu – relacjonował Kamys.
Znak od Aśki
Najbardziej symboliczny moment nadszedł pod koniec podróży. Gdy grupa wsiadła do zamówionego busa, okazało się, że pojazd nazywa się „Pączek”.
– I wszyscy wiedzieliśmy, że to od Niej. To jej żart, jej mrugnięcie. Aśka zawsze potrafiła rozładować powagę w najbardziej nieoczekiwany sposób. To był jej znak: „Idźcie dalej. Śmiejcie się. Nie stójcie w miejscu” – podsumował Kamys.
Wzruszenie fanów
Relacja członka Hrabi poruszyła internautów, którzy tłumnie komentują wpis. Wspomnienie o Joannie Kołaczkowskiej i symboliczny „znak” od niej stały się dla wielu dowodem, że artystka pozostaje częścią zespołu i ludzi, których rozśmieszała przez lata.