Ależ perfidna zagrywka ze strony Republiki Czeskiej. W ostatnich latach Warszawa i Praga zgadzają się w większości kwestii, więc często zachwycaliśmy się nad kolejnymi gestami solidarności ze strony południowych sąsiadów.
Jednak tym razem nie ma nad czym się zachwycać. A wręcz przeciwnie. „Bracia” Słowianie dali nam nauczkę, która brzmi: umiesz liczyć, licz na siebie. I chyba czas, by to przysłowie zaczynało znajdować zastosowanie w naszej polityce.
Bo o ile po Niemcach mogliśmy się spodziewać absolutnego braku solidarności, to Czechy miały być przecież naszym głównym sojusznikiem w ramach wymarzonego „Międzymorza”.
– Planowany gazociąg Nord Stream 2 może pomóc w napełnieniu czeskiej sieci gazowej – powiedział odpowiedzialny za surowce i energetykę czeski wiceminister przemysłu i handlu Rene Nediela.
Te słowa to potężny cios dla Polski, która od pewnego czasu stara się zablokować budowę gazociągu. Mieliśmy nieodparte wrażenie, że w tej kwestii możemy liczyć na poparcie naszych południowych sąsiadów. Bo przecież wsparli nas Węgrzy, Litwini czy Estończycy. Ale Praga robi swoje.
– Z punktu widzenia ministerstwa pogląd na Nord Stream 2 jest jednoznaczny. Kończą się lub będą się kończyć długoterminowe kontrakty, a my jesteśmy odpowiedzialni za to, by infrastruktura gazowa była wykorzystywana najbardziej efektywnie – mówił na konferencji prasowe Nediela, tłumacząc stanowisko rządu.
Politykom w Pradze zdaje się kompletnie nie przeszkadzać fakt, iż Nord Stream 2 może spowodować kompletną blokadę dostaw gazu do Europy środkowo-wschodniej. Nawet jeśli Rosjanie nie zdecydują się na taki szantaż, to w każdej chwili będą mogli dowolnie zmieniać ceny pod groźbami braku dostaw.