Miała być spokojna relacja z wizyty na wschodniej granicy. Zamiast tego zrobiło się głośno o mapach na stole i pytaniu, które w wojsku wraca jak bumerang: czy ktoś właśnie pokazał za dużo?
- Zobacz także: Potężna awantura tuż po spotkaniu Nawrockiego. Wypalili nagle do Tuska – nie hamowali się
Co dokładnie opublikowano i dlaczego wybuchła dyskusja
Wigilia, wschodnia granica. Prezydent Karol Nawrocki odwiedził żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej. W relacji fotograficznej publikowanej przez instytucje państwowe część kadrów pokazuje spotkanie przy stole, na którym leży mapa używana podczas odpraw. To właśnie ten element, a nie sama wizyta, uruchomił falę komentarzy i ostrych ocen w środowisku wojskowym oraz w mediach społecznościowych.
W dyskusji pojawił się też drugi wątek: na zdjęciach miały być widoczne twarze żołnierzy pełniących służbę na granicy. Dla części komentatorów to dodatkowe ryzyko, zwłaszcza w czasie, gdy identyfikacja osób na podstawie fotografii jest łatwiejsza niż kiedykolwiek.
Gen. Różański: „kompromitacja i złamanie standardów”
Jednym z najmocniejszych głosów był generał Mirosław Różański. Zwrócił uwagę, że nawet jeśli ktoś próbuje bagatelizować sprawę, sam fakt publikacji zdjęć z mapami powinien uruchomić alarm.
„Prezydent RP może się nie znać, szef BBN powinien, ale od oficerów mamy prawo wymagać znajomości prawa w zakresie zarządzania informacjami wrażliwymi. Publikowanie zdjęć z mapami informującymi o operacji kompromituje osoby na zdjęciu” – napisał gen. Mirosław Różański.
W jego ocenie odpowiedzialność nie leży tylko po stronie osoby, która wrzuciła post. Dotyczy też wszystkich tych, którzy byli na miejscu i mogli zareagować wcześniej, zanim materiał trafił do internetu.
Gen. Polko: „to szok”. I wskazuje, co powinno zadziałać wcześniej
Głos zabrał także generał Roman Polko. Mówił wprost, że jest zaskoczony, iż taka publikacja wychodzi z instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo państwa. Podkreślał przy tym rzecz bardzo praktyczną: zanim powstaną takie zdjęcia, zwykle ustala się z fotoreporterami i ekipami, co wolno pokazać, a czego absolutnie nie.
„Dla mnie to jest szok, że takiego ujawnienia dokonuje instytucja odpowiedzialna za bezpieczeństwo państwa” – powiedział gen. Roman Polko.
W jego ocenie problemem nie jest „internetowa burza”, tylko to, że zabrakło podstawowego filtra, który w takich sytuacjach powinien zadziałać automatycznie.
BBN i MON odpowiadają: „mapy jawne”, „zgoda wojska”, „kontrolowane miejsce”
30, 2025Zamieszczone przez @BBN_PL .Prezydent RP może się nie znać, szef BBN powinien, ale od oficerów mamy prawo wymagać znajomości prawa w zakresie zarządzania informacjami wrażliwymi (!) Publikowanie zdjęć z mapami informującymi o operacji kompromituje osoby na zdjęciu pic.twitter.com/ZeqV5kHgSI
— Mirosław Różański (@MirekRozanski)
Loading tweet...
— MirekRozanski (@MirekRozanski) December 31, 2025
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego odpiera zarzuty. W komunikatach instytucja przekonuje, że krytyka jest przesadzona, a zdjęcia nie ujawniają danych wrażliwych. Podkreślano też, że fotografie powstały w kontrolowanych, uzgodnionych ze stroną wojskową miejscach.
Podobne stanowisko przedstawiono w komentarzach po stronie resortu obrony. Według tej wersji mapy widoczne na zdjęciach mają charakter jawny, nie zawierają informacji wrażliwych ani planów operacyjnych, a publikacja miała się odbyć za zgodą właściwych struktur wojskowych po sprawdzeniu pomieszczenia pod kątem bezpieczeństwa informacji.
Fotograf prezydenta: „wiem, co mogę, a czego nie”
Do sprawy odniósł się też fotograf prezydenta, Mikołaj Bujak. Zapewniał, że przed wizytami w obiektach wojskowych jest przygotowywany przez BBN, zna zasady i kiedy widzi ryzyko, pyta asekuracyjnie, czy może fotografować.
Dlaczego ta historia niesie się tak mocno
Bo dotyka tematu, który na granicy jest bezlitosny: zaufania do procedur. Dla jednych sprawa jest prosta – skoro MON i BBN mówią, że mapy są jawne i była zgoda, temat powinien się zamknąć. Dla drugich sama sytuacja jest ostrzeżeniem: nawet jeśli nie ujawniono niczego, co wprost zagraża bezpieczeństwu, państwo powinno działać tak, by takich wątpliwości nie było w ogóle. I właśnie w tym miejscu rodzi się napięcie – nie tylko o jedno zdjęcie, ale o standard.
