Wciąż nie milkną echa akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Nadal nie ma odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytanie, dlaczego zdobycie szczytu przez himalaistę jest dla niego ważniejsze od życia? Lekarz związany z akcją ratunkową w Himalajach, opowiedział w „Dzień Dobry TVN”, co jego zdaniem dzieje się ze zdobywcami szczytów w momencie ich zdobywania?
Tomasz Mackiewicz i Elisabeth Revol, jak się okazuje już po ataku szczytowym, utknęli na wysokości około 7300 metrów na Nanga Parbat. Dzień później rozpoczęła się akcja ratunkowa z udziałem polskich himalaistów. Ratownicy rozpoczęli akcję, mimo zmroku Adam Bielecki i Denis Urubko ruszyli na poszukiwania, w ekspresowym tempie udało im się odnaleźć Francuzkę, która zeszła o własnych siłach na wysokość ok. 6000 metrów.
Jak mówił w rozmowie z TVN24 Adam Bielecki, Elisabeth Revol na szczycie zorientowała się, że Tomasz Mackiewicz jest w kiepskim stanie i ma problemy ze wzokiem.- Kryzys zaczął się na wierzchołku, trzeba znać specyfikę sportu, by to zrozumieć. Wspinając się, byli zamknięci we własnym świecie – mówił.
W nieco innej formie była Elisabeth Revol, gdy Adam Bielecki ją odnalazł. Francuzka była odwodniona, miała odmrożone palce obu dłoni oraz stopy. Na miejscu podano jej leki przeciw odmrożeniu oraz odżywkę w płynie, ale co najważniejsze, zachowywała jasność umysłu, jasno formułowała myśli i kontaktowała. Zatem co stało się z Tomaszem Mackiewiczem, który podobno miał problemy ze wzrokiem i zamknął się we własnym świecie? Czy Elisabeth była tak skoncentrowana że nie zauważyła problemów z którymi zmagał się jej towarzysz?
Uszkodzenie mózgu przyczyną tragedii?
Okazuje się, że himalaiści przebywając w górach powyżej 8 tys metrów nad poziomem morza mają tak samo niskie ciśnienie krwi, jak pacjenci na oddziale intensywnej terapii. – Mózgi himalaistów w strefie śmierci mają zaburzone funkcje poznawcze. – powiedział w Dzień Dobry TVN, Robert Szymczak, lekarz i himalaista, który wspierał zaopatrywanie polską ekipę ratunkową w środki medyczne do akcji poszukiwawczej na Nanga Parbat. – W strefie śmierci, powyżej 75000 metrów, gdy himalaiści atakują szczyt – ich mózgi nie działają tak jak na poziomie zero. Oni mają ograniczone funkcje poznawcze, więc nie są w stanie ocenić prawidłowo sytuacji. Niedotlenienie wpływa na ich mózg i ich decyzje nie są, takie same gdyby je podejmowali na zerowej wysokości. – stwierdził lekarz.
– Ja sam zwracałem uwagę himalaistom, że decyzje podejmowane w strefie śmierci są obarczone błędem. – dodał i wskazał, że właśnie do niwelowania tego rodzaju błędów wyznacza się kierowników wypraw, osób, które zostają na niższej wysokości i wyznaczają ramy czasowe np. czas maksymalny do ataku na szczyt jaki im pozostał. W przypadku, gdy członek wyprawy nie słucha się takiej osoby, zostaje poinformowany, że ryzykuje własnym życiem i może zostać wykluczony z kolejnych wypraw.
Ludzie w ekstremalnych warunkach
Wszystko jest spowodowane nie tylko ekstremalnym chłodem, ale także ekstremalnie niską zawartością tlenu – ok. 30 %. Takie warunki powodują, że na wysokości, na której znaleźli się Mackiewicz i Revol, z reguły uczestnicy wypraw nie są w stanie realnie oceniać sytuacji i następuje obniżenie tolerancji na wysiłek fizyczny związany z niewydolnością organizmu. Himalaista musi się poruszać bardzo powoli, by bronić się przed wychłodzeniem. Do wszystkiego dochodzi odwodnienie i oddychanie suchym i zimnym powietrzem.
Wierzchołek ludzkiej tragedii
Czy Tomasz Mackiewicz i Elisabeth Revoll, byli tak skupieni na zdobyciu szczytu, że przestali oceniać racjonalnie warunki i swoje działania? – To, co ma kto w głowie, jest sprawą indywidualną. – komentuje Szymczak – Wszystko zależy od tego, kto ma jaką motywację do wejścia na szczyt. Jeżeli ktoś ma ustawioną motywację na 100%, to być może w jego głowie jest właśnie to, aby na tym szczycie być. Jeżeli ktoś myśli o tym, że w domu czekają dzieci i rodzina, to być może w tej drodze się zatrzyma.
Cudem uratowana przez polskich himalaistów Francuzka Elisabeth opowiedziała o wstrząsających wydarzeniach z wierzchołka „góry zabójcy”. – Wymieniałam informacje, czekałam na wiadomości od ludzi organizujących pomoc – przyznała. – W pewnym momencie napisali mi, że mam zejść na poziom 6000 metrów n.p.m., a Tomka wezmą helikopterem później z poziomu 7200 m n.p.m. Ja tak nie zdecydowałam. To zostało mi narzucone.
Kiedy odczytała wiadomość, skierowała się w stronę Mackiewicza i mu powiedziała: – Posłuchaj, helikoptery przylecą późnym popołudniem. Ale ja muszę zejść niżej. Tak mi kazali. Czekaj tutaj proszę. Revol zabezpieczyła, jak mogła najlepiej, swojego partnera, wysłała jego dokładną lokalizację GPS i rozpoczęła wędrówkę w dół. Mackiewicz – o ile usłyszał i zrozumiał, co mu powiedziała – żył z przeświadczeniem, że przyleci po niego helikopter.