Europę czeka potężny kataklizm. W najgorszej sytuacji jest Polska

Polska jest jednym z sygnatariuszy porozumienia paryskiego. Oznacza to, że razem z innymi krajami świata powinna dążyć do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Jak wyglądają nasze dotychczasowe trendy i perspektywy?

Nie możemy bezkarnie działać tak, jakby nasz świat był nieskończony, a ludzkość tylko małym, nieznaczącym elementem systemu naszej planety. Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę z konsekwencji takiego stanu rzeczy. Znamy możliwości i ograniczenia naszego systemu klimatycznego i biosfery. 

Czy potrafimy tak transformować nasze społeczeństwa i gospodarkę, żeby wygodnie, ale w zgodzie z naturą żyć na naszej planecie? Czy jesteśmy w stanie wprowadzać, istniejące przecież rozwiązania dostatecznie szybko, żeby powstrzymać katastrofę klimatyczną? 

Czy jako obywatele, ludzie, Europejczycy, Polacy potrafimy świadomie mądrze i odpowiedzialnie wybrać drogę, którą podążamy? Wykorzystać możliwości i narzędzia, jakie mamy lub przy odrobinie wysiłku możemy mieć? Czy też okażemy się zbyt nieodpowiedzialni, gnuśni i bezwładni, tak że zapłacimy za to niezwykle wysoką cenę? Najbliższa przyszłość pokaże.

Przeczytaj fragmenty książki „Nauka o klimacie”

Nasz problem jest przede wszystkim (choć nie wyłącznie) problemem emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych. Sam dwutlenek węgla stanowi ponad 80% całości emisji. W oczy rzucają się też „ujemne emisje” z użytkowania terenu, zmian użytkowania terenu i leśnictwa (ang. Land Use, Land-Use Change and Forestry, LULUCF), kompensujące około 10% naszych emisji ze spalania paliw kopalnych. 

Jest to związane przede wszystkim z rosnącym areałem i wiekiem naszych lasów. Czy da się je zwiększyć? Na pewno. Czy można to zrobić w dużym stopniu? Pewną wskazówką skali możliwych działań są oszacowania Lasów Państwowych odnośnie do potencjału tzw. „Leśnych gospodarstw węglowych”. 

Zdaniem Lasów Państwowych, w ciągu 10 lat pozwoliłyby one zakumulować w polskich lasach dodatkowe 40 mln ton CO2. Biorąc pod uwagę, że rocznie emitujemy 300 mln ton CO2 ze spalania paliw kopalnych, taki 10-letni program sadzenia lasów skompensowałby około 1,5 miesiąca emisji z węgla, ropy i gazu. 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Oczywiście na pewno można stworzyć ambitniejszy program zalesiania. Jednak wcześniejsze oszacowanie globalne pokazuje, że zalesianie (właściwiej byłoby powiedzieć – przywracanie lasów tam, gdzie rosły wcześniej) nie może skompensować emisji z paliw kopalnych, tym bardziej, że jest to „przerzucanie” węgla w ramach szybkiego cyklu węglowego, podczas gdy wydobywanie i spalanie paliw kopalnych jest wprowadzaniem do niego nowego węgla. 

Niektórzy uczestnicy publicznej dyskusji na temat ochrony klimatu i ograniczania emisji gazów cieplarnianych podkreślają, że Polska wprowadziła już poważne ograniczenia emisji – o ponad 30% od końca lat 80. ubiegłego stulecia. Formalnie rzecz biorąc to prawda, ale… spójrzmy, kiedy te redukcje emisji miały miejsce.

Cała redukcja emisji miała miejsce w poprzednim wieku, przy czym najszybsza była na przełomie lat 80. i 90., kiedy to urealniliśmy ceny energii i wyeliminowaliśmy marnotrawstwo charakterystyczne dla gospodarki centralnie sterowanej (ograniczając np. produkcję czołgów). Przez ostatnie kilkanaście lat emisje utrzymywały się na mniej więcej stałym poziomie. Co więcej, nasze redukcje emisji należą do najmniejszych spośród wszystkich krajów dawnego Bloku Wschodniego, będących naturalnym punktem odniesienia redukcji emisji dla Polski.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Jak ostatnia trajektoria emisji ma się do celu ograniczenia wzrostu temperatury poniżej progu +2°C, wymagającego spadku naszych emisji o 80-90% do 2050 roku i do zera niewiele później? Czy dobrze wykorzystujemy czas? 

Na pewno nie zmarnowaliśmy go zupełnie: od 2000 do 2017 roku nasza gospodarka, mierzona wskaźnikiem PKB, urosła o ponad 80%, bez znaczących zmian zużycia paliw kopalnych. Poprawa efektywności rzędu 3% rocznie to całkiem dobry wynik. Niestety, z punktu widzenia konieczności ograniczania zużycia paliw kopalnych nie jest to wystarczające. 

Trudno pogodzić wykładniczy wzrost gospodarczy z ograniczaniem zużycia zasobów – to jeden z powodów, dla których wciąż można spotkać się z negowaniem ustaleń nauki na temat zmiany klimatu. Szczególnie istotnym czynnikiem blokującym transformację energetyczną są nasze złoża węgla. Stanowią one od dawna podstawę naszego bezpieczeństwa energetycznego, jednak, abstrahując nawet od konieczności ochrony klimatu, węgiel w Polsce jest surowcem schyłkowym i nie stanowi już koła zamachowego naszej gospodarki. 

Analizy pokazują, że jego wkład w polski wzrost PKB jest wręcz ujemny – aby utrzymać jego wydobycie, w górnictwo pompuje się w mniej lub bardziej ukryty sposób miliardy złotych rocznie, siłą rzeczy drenując ze środków bardziej produktywne sektory gospodarki. Wydobycie węgla, od szczytu pod koniec lat 80. XX wieku, spadło już do ok. 40% ówczesnego poziomu.

Na świecie jest wiele bogatych złóż taniego w eksploatacji węgla kamiennego wysokiej jakości. Wystarczy zdjąć stosunkowo cienką warstwę gleby i już jest dostęp do pokładów węgla ciągnących się po horyzont. Wjeżdżamy do takiej kopalni odkrywkowej koparką i ładujemy urobek na ciężarówki albo taśmociąg, a potem na wagony kolejowe. Robi się tak w Stanach Zjednoczonych, Australii, Rosji, Kazachstanie, Chile, Indonezji i w wielu innych krajach. Prosto i tanio.

Pytanie: gdzie wydobycie węgla jest tańsze: w kopalni odkrywkowej na zdjęciu powyżej, czy metodą ścianową na głębokości ponad 1000 metrów na zdjęciu na następnej stronie? Średnia produktywność wydobycia w polskich kopalniach wynosi zaledwie 700 ton na pracownika. 

W posiadających największe rezerwy węgla na świecie Stanach Zjednoczonych kopalnie głębinowe są o rząd wielkości bardziej produktywne, a nawet najgorsze z nich są ponad trzykrotnie wydajniejsze od średniej w Polsce. I nie mówimy tu nawet o najtańszych w eksploatacji kopalniach odkrywkowych, lecz tylko o głębinowych. W najlepszych kopalniach wydobycie na jednego pracownika wynosi średnio 5000 ton, a w najgorszych 2500 ton. 

Za ten stan odpowiada zarówno lepsza organizacja pracy w USA i większe nakłady inwestycyjne, ale przede wszystkim znacznie dogodniejsze warunki geologiczne. Budowa geologiczna Śląska jest skomplikowana – pokłady są położone kilometr pod ziemią, strome i pocięte uskokami, co utrudnia wydobycie, podnosi koszty i nierzadko uniemożliwia wręcz mechanizację. 

Nasz węgiel jest nie tylko droższy, ale też niższej jakości niż zagraniczny. Wartość opałowa polskiego węgla energetycznego jest niższa od wartości opałowej węgla importowanego z Rosji czy innych krajów

W Stanach Zjednoczonych pokłady są położone 200-300 metrów pod ziemią, są łagodnie nachylone (nie trzeba budować szybów, można wjechać kolejką) i praktycznie pozbawione uskoków.

Nasz węgiel jest nie tylko droższy, ale też niższej jakości niż zagraniczny. Wartość opałowa polskiego węgla energetycznego jest niższa od wartości opałowej węgla importowanego z Rosji czy innych krajów. Do tego zasiarczenie polskiego węgla energetycznego, przeznaczonego do sprzedaży krajowej, jest blisko dwukrotnie wyższe od tego w węglu rosyjskim. Pod względem ilości popiołu polski węgiel również przegrywa – średnia wartość zapopielenia sprzedawanego w kraju węgla energetycznego również jest prawie dwukrotnie większa niż węgla rosyjskiego. 

Najlepsze złoża – węgla najwyższej jakości, położonego na najmniejszej głębokości, w najgrubszych pokładach i najlepszych warunkach geologicznych – eksploatuje się w pierwszej kolejności. Takie złoża zostały już na Śląsku dawno wyeksploatowane, schodzimy więc coraz głębiej i sięgamy po coraz trudniejsze złoża, w warunkach, które powodują wzrost kosztów. 

Unia Europejska prowadzi politykę ochrony klimatu, a ceny uprawnień do emisji gazów cieplarnianych będą rosnąć. Utrzymując energetykę opartą na węglu, Polska skazuje się na konieczność zakupu uprawnień do emisji za setki milionów euro rocznie już w najbliższych latach. Dodatkowo, w związku ze zmniejszaniem puli uprawnień emisji i ich rosnącej ceny, koszty takich zakupów będą rosnąć. 

Pamiętajmy, że cały czas musimy kupować surowce energetyczne. Jeśli zamiast tego zmniejszymy emisyjność gospodarki, nie będziemy musieli kupować uprawnień do emisji, a nawet będziemy mogli sprzedać nasze uprawnienia innym krajom, bardziej ociągającym się z transformacją energetyczną (choć trzeba przyznać, że lista ta szybko się skraca). 

Świat bardzo długo zwlekał z działaniami na rzecz ochrony klimatu i redukcji emisji gazów cieplarnianych. Przez dziesięciolecia nie było to uznawane za ważne i pilne, a działania były odkładane „na przyszłość”. Teraz ta przyszłość nadeszła, a konsekwencje postępującej zmiany klimatu zaczynają być coraz bardziej ewidentne, nawet dla osób nie będących specjalistami z tej dziedziny. 

Wraz z coraz poważniejszymi konsekwencjami możemy się spodziewać coraz bardziej zdecydowanych działań społeczności międzynarodowej. Będą wprowadzane opłaty za emisje, będą wprowadzane cła węglowe, będą wprowadzane ambitne normy efektywności i bezemisyjności. Dla innowatorów będzie to szansą, dla próbujących zatrzymać świat w minionej epoce bolesnym zderzeniem z rzeczywistością.