„Już niedługo rozpocznie się wyniszczająca III Wojna Światowa, która spustoszy prawie cały świat. Przetrwa tylko dziesięć państw europejskich zjednoczonych pod rządami Antychrysta, którym okaże się papież. Po 42 miesiące znoju i cierpienia nadejdzie Sąd Ostateczny” – tak przynajmniej twierdzi Ronald Weinland, pastor, prorok i wzięty hucpiarz. Sęk w tym, że datę rzekomej apokalipsy przełożył już dwa razy. Raz, bo akurat siedział w więzieniu za podatki.
Człowiek ten uważa się za współczesnego św. Jana, a na swoich przepowiedniach dorobił się milionów. Aktualna data końca świata? 9 czerwca 2019. Jeśli macie do spłacenia wieloletni kredyt, to całkiem niezła wiadomość.
„Bóg uczynił Ronalda Weinlanda zarówno swoim apostołem jak i prorokiem, aby ten wypełnił swoją misję jako odpowiednik Jana. Jan nie rozumiał Księgi Objawienia, którą napisał, nie zostało mu to ujawnione, bo nie dotyczyło jego czasów. Koniec świata przyjdzie teraz, a Ronald ujawni wam całą prawdę. Jan i Ronald to jedyni ludzie, których Bóg dopuścił do tej tajemnicy”.
Te i inne rewelacje na temat Ronalda Weinlanda można wyczytać na jego stronie internetowej.
W 1969 roku, w wieku 20 lat został wprowadzony w szeregi Worldwide Church of God (ang. „Światowego Kościoła Boga”) i został pastorem. Po śmierci założyciela, niejakiego Herberta Armstronga, jak w każdym szanującym się kościele, zarząd zaczął kręcić na temat tego, co ma być święte, a co jednak już nie. Ronald stwierdził, że musi być to atak Szatana na zasady głoszone przez Armstronga.
Założył więc swój własny odłam: Church of God, Preparing for the Kingdom of God (ang. „Kościół Boga, Przygotowujący się na Królestwo Boże”) i z miejsca zaczął głosić koniec świata (swoją drogą WCG rozpadł się na ponad 600 mniejszych organizacji, oczywiście każda z nich głosi jedyną i właściwą prawdę).
Weinland utrzymuje, iż wraz ze swoją żoną Laurą będą ostatnimi świadkami końca świata – tak przecież jest napisane w Księdze Objawienia.
Najważniejsze w jego przepowiedniach jest oczywiście to, kiedy nadejdzie apokalipsa. Tutaj pojawiają się pewne niedociągnięcia.
W 1998 Weinland pierwszą datę wielkiego końca wyznaczył na 29 września 2011, twierdząc, że wtedy to Chrystus powróci na Ziemię i odbędzie się szumnie zapowiadany wielu religiach Sąd Ostateczny.
W 2008 wydał książkę, w której zmienił zarówno termin apokalipsy jak i jej formę. Tym razem stwierdził, że 27 maja 2012 roku nastąpi wielkie trzęsienie ziemi, po którym wybuchnie III Wojna Światowa prowadząca do konfliktu nuklearnego. Pierwszym celem ataków nuklearnych będą Stany Zjednoczone. Rezultatem tej atomowej hekatomby miałby być spadek wartości dolara do zera.
Z wojny cało wyjdzie tylko 10 państw w Europie, które zawiążą sojusz, a władać nimi będzie Antychryst. Tym z kolei zostanie urzędujący wtedy papież. Wszystko potrwa trzy i pół roku – w tym czasie życie na naszej planecie będzie wyglądać generalnie nieciekawie. Po wszystkim Chrystus zejdzie na Ziemię i załatwi cały problem. Prawdopodobnie dopuści nawet „około 63 tys. ludzi” z Kościoła Boga, żeby popatrzyli sobie na apokalipsę.
Weinland utrzymywał taką wersję w swoich mowach oraz dwóch książkach aż do rzeczonego 27 maja 2012. Skąd w ogóle wzięła się tak dokładna data? To Piećdziesiątnica – święto Zesłania Ducha Świętego, zwane w Polsce Zielone Świątki, które przypada 49 dni od Niedzieli Zmartwychwstania.
Problem pojawił się, kiedy ten dzień faktycznie nadszedł, a żadnego końca świata jakoś nikt nie zauważył. Wersja założyciela Kościoła Boga szybko się zmieniła i przełożył zagładę na 2013.
Po drodze jednak wystąpiły kolejne turbulencje: w listopadzie 2012 Weinland został skazany za przestępstwa podatkowe (konkretnie uchylanie się od płacenia podatków) na trzy lata. Okazało się, że na sprzedaży swoich dwóch książek oraz dzięki datkom wiernych dorobił się ogromnych pieniędzy, ale nie zamierzał oddawać ich państwu. Zaczął odsiadywać karę w lutym 2013.
Ciężko brać udział w apokalipsie jako jej ostatni świadek siedząc za kratami więzienia w stanie Ohio. Dlatego teraz poznaliśmy nowy termin końca świata: Zielone Świątki 2019, czyli dokładnie 9 czerwca tego roku.
Przy okazji, Weinland wykorzystał odsiadkę do podkoloryzowania swojej historii jako apostoła.
„Wielu bożych proroków zostało zabitych i uwięzionych. Jako jeden z nich Ronald został niesłusznie uwięziony przez rząd Stanów Zjednoczonych za unikanie płacenia podatków. Jednak prawda o tym, co się wydarzyło już niedługo wyjdzie na jaw.” – pisze Weinland o sobie na swojej stronie. Nie wyjaśnił tylko, co takiego ma „wyjść na jaw”, ale jeśli czegoś faktycznie mamy się dowiedzieć, to lepiej szybko, bo przecież koniec świata już tuż, tuż.
Póki co pastor kontynuuje głoszenie swoich objawień. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób zmieni swoją wersję wydarzeń w czerwcu. Być może nie będzie musiał…