11 lat temu, 24 stycznia, doszło do tragicznego zdarzenia związanego ze śmiercią Madzi z Sosnowca. Jej matka, Katarzyna W., początkowo zgłosiła zaginięcie córki, jednak wkrótce okazało się, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za tę tragedię. Mimo obecności w życiu Katarzyny W. traum i tragedii, nie ma usprawiedliwienia dla jej postępowania. Zajrzymy w przeszłość Katarzyny. To co tam widać jest przerażające.
24 stycznia 2012 roku Katarzyna W. zgłosiła porwanie swojej córki, Magdaleny, na komendzie policji w Sosnowcu. Twierdziła, że została zaatakowana przez napastnika, straciła przytomność, a gdy się ocknęła, dziecka już nie było w wózku.
Kim jest Katarzyna – mama Madzi z Sosnowca?
Media bardzo szybko podchwyciły temat i rozesłały wszędzie wizerunek malej Madzi. Dwa dni później detektyw Krzysztof Rutkowski zaoferował swoją pomoc. 2 lutego ujawnił rozmowę, którą przeprowadził z Katarzyną W. Wówczas kobieta po raz pierwszy powiedziała, że córka zmarła w wyniku „nieszczęśliwego wypadku”. Opowiedziała, że w obawie przed konsekwencjami postanowiła ukryć ciało córki w jednym z parków i upozorować porwanie.
W lipcu 2012 roku eksperci z dziedziny medycyny sądowej wystawili opinię, zgodnie z którą przyczyną śmierci było nagłe uduszenie. Proces Katarzyny W. rozpoczął się rok po śmierci dziewczynki. We wrześniu 2013 roku kobieta została skazana na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo Madzi. Wyrok ten został zaskarżony zarówno przez obronę, jak i prokuratora. W październiku 2014 Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał wyrok w mocy, a dwa lata później oddalono kasację prokuratora oraz obrońcy.
Historia życia matki Madzi wielokrotnie była przedstawiana w mediach, nie jest przesadą stwierdzenie, że była o krok od zdobycia sławy jako celebrytka (warto wspomnieć o znanym zdjęciu, na którym jeździła konno w stroju kąpielowym). Z dystansem i bez prób usprawiedliwiania postępowania kobiety, warto przyjrzeć się jej młodości, poznać warunki wychowania i zrozumieć, z jakimi problemami się zmagała.
Problemy w domu
Matka Madzi przyszła na świat w 1990 roku jako pierwsze dziecko Leokadii i Jana. Jej wychowywanie miało miejsce na ulicy, gdzie wiele osób borykało się z problemem alkoholizmu, w tym jej ojciec. Kiedy narodziło się drugie dziecko, Marcin, Katarzyna stopniowo zaczęła zdawać sobie sprawę, że jej życie toczy się w rodzinie naznaczonej przemocą i współuzależnieniem. Jan przejawiał agresję, z początku wyrażając ją psychicznie wobec żony, jednak z czasem przechodziło to w akty przemocy fizycznej. Agresja ojca skoncentrowała się głównie na Marcie, wywołując w nim coraz większą nienawiść im starszy stawał się synem. Rodzina żyła w ciągłym strachu i niepokoju, zawsze przygotowana na nadchodzące niebezpieczeństwo, gdy Jan był w domu. Jego wyjazdy jako kierowcy ciężarówki przynosiły chwilowy spokój, który jednak znikał wraz z jego powrotem. Warto zaznaczyć, że ojciec zajmował jedno pomieszczenie w dwupokojowym, 35-metrowym mieszkaniu, co zmuszało matkę i dwoje dzieci do zamieszkiwania w drugim pomieszczeniu, także w okresie dorastania.
Katarzyna zaczęła dostrzegać, że jest jedną z bardziej dojrzałych osób w domu, gdyż matka skupiła się na zwalczaniu alkoholizmu ojca. Leokadia znalazła swój sposób na radzenie sobie z problemami i napięciem poprzez głęboką wiarę w Boga. Chociaż zawsze była religijna, to jednak to uczucie zaczęło nabierać cech fanatyzmu. Kobieta praktycznie od świtu do zmierzchu poświęcała się odmawianiu różańca, a jej jedynymi towarzyszkami były osoby z kółka różańcowego. W obliczu każdego problemu w domu Leokadia sięgała po modlitwę, zamiast podejmować próby jego rozwiązania, nawet w sytuacjach, gdy mąż wracał pijany do domu. Dzieci także nauczyła, aby szukały pomocy w kościele – wręcz dosłownie, ponieważ kierowała je tam, twierdząc, że w świątyni są bezpieczne.
Kościół i wiara stały się azylem
Dziewczyna pierwotnie spędzała wiele czasu w kościele, ale z czasem zaczęła odczuwać monotonię i niecierpliwiła się na powrót do domu. Gdy uczęszczała do gimnazjum, była osobą bardzo zamkniętą w sobie, nie nawiązywała przyjaźni, ponieważ zawsze była cicha i nieangażująca się w interakcje. Jednak zdobywała uznanie nauczycieli dzięki doskonałym wynikom w nauce. Pewnego dnia spotkała na podwórku jedną ze szkolnych koleżanek, która zapytała, dlaczego wydaje się być smutna. Katarzyna wyznała, że ma swoje problemy i odczuwa samotność, co skłoniło koleżankę do zaproszenia jej na spotkanie młodzieżowej grupy katolickiej w Czeladzi, organizowanej w klasztorze. Tam, zgodnie z obietnicami, miała znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Zdecydowała się wziąć udział w spotkaniu, gdzie została serdecznie przyjęta, zwłaszcza przez ks. Artura – duchowego przewodnika młodzieży, który próbował zrozumieć, co Katarzyna przeżywa w swojej rodzinie. Pomimo zasady narzuconej przez matkę, że sprawy domowe pozostają w domu, a ich ujawnianie jest zdradą, Katarzyna odkryła, że może w tej wspólnocie odkryć i podzielić się tym, kim naprawdę jest.
Dziewczyna doświadczyła obecności Boga w swoim życiu i oddała Mu pokorną służbę w stopniu, który stał się dla niej głównym celem życiowym. Ksiądz Artur w początkowym etapie zaangażował ją do przygotowywania przekąsek i sprzątania po spotkaniach. Jednak to, co fascynowało Katarzynę, to pełnienie roli podczas mszy, zwłaszcza że w tej społeczności kobiety miały taką możliwość. W noszonej przed ołtarzem albie (często z sztandarem, jako że była określana w zgromadzeniu jako tzw. dziecko Maryi) doznawała niezwykłego uczucia – czuła się potrzebna i doceniana. Wielu świadków zauważało, jak Katarzyna wręcz przechodziła przez ekstazę, co wyrażało się w jej wyjątkowych minach, a nawet płaczu. Chociaż niektórzy interpretowali to jako szczególną więź z wiarą, wiele innych dziewcząt obecnych na mszach dostrzegało w tym próbę przyciągnięcia uwagi. Wokół niej unosiła się atmosfera tajemniczości, szczególnie zauważalna w jej oczach. Jako atrakcyjna dziewczyna przyciągała uwagę ministrantów, którzy służyli razem z nią podczas nabożeństw.
Oddaliła się od Kościoła
W pewnym etapie swojego zaangażowania Katarzyna otrzymała od księdza Artura propozycję udziału w zadaniach wykraczających poza granice kościoła. Znajdowała się w gronie osób zaangażowanych w organizację przyjęć okolicznościowych, które odbywały się w wyznaczonej sali klasztoru, obejmując takie wydarzenia jak chrzciny czy rocznice ślubu. W ramach tych działań pełniła rolę kelnerki, co pozwalało jej zarabiać dodatkowe pieniądze.
Paradoksalnie jednak, mimo że coraz dłużej spędzała czas w klasztorze, zaczęła się stopniowo oddalać od działań związanych wyłącznie z praktykowaniem wiary, przynajmniej w sferze publicznej. Odczuwalne to było szczególnie w kontekście działań, które dotychczas były związane z jej wiarą i były publicznie praktykowane. Mimo tej ewolucji w jej zaangażowaniu, regularnie uczęszczała na msze, co pozostawało stałym elementem jej życia duchowego.
Źródło: YouTube, Goniec, Fakt