Dla Angeli Merkel to bez wątpienia najsłabszy okres w politycznej karierze. Może i wciąż sprawuje urząd kanclerza Niemiec, natomiast jej autorytet podważają już nie tylko polityczny przeciwnicy, ale i naród niemiecki.
Trudno uwierzyć, że pragmatyczni Niemcy mogliby tak szybko odwrócić się od swojej przywódczyni. Jednakże miliony z nich tracą cierpliwość już od kilku lat. I wiele wskazuje na to, że obserwujemy moment, w którym przelała się czara goryczy.
Przeciwko polityce kanclerz Niemiec Angeli Merkel wyszły na ulice tysiące niezadowolonych Niemców. W Chemnitz demonstrujący wznosili m.in. okrzyki „zdrajczyni narodu” oraz „Merkel musi odejść”. Kilka miesięcy temu w tym mieście doszło do zbrodni z udziałem imigrantów.
Teraz praktycznie nie ma miesiąca, by w tym mieście nie doszło do zbrodni czy aktów wandalizmu, jakich dopuszczają się imigranci. Dlatego też wściekłość rdzennej ludności narasta. Nawet tolerancyjni Niemcy mówią wprost, gdzie leży problem.
Wczoraj natomiast Merkel po trzech miesiącach znowu pojawiła się w Chemnitz, mieszkańcy kolejny raz postanowili powiedzieć jej, co myślą o niej i o jej polityce. Podczas wizyty kanclerz uczestniczyła w debacie obywatelskiej, w której odpowiadała na pytania mieszkańców. Kanclerz wezwała wschodnich Niemców do większej pewności siebie. Chwaliła ich za działania, które doprowadziły do zjednoczenia RFN z NRD w 1990 roku.
Nie wszystkich przekonała, bo w mieście odbyła się demonstracja przeciwko polityce Merkel. Demonstrujący wznosili m.in. okrzyki „zdrajczyni narodu” oraz „Merkel musi odejść”. W wypowiedziach dla niemieckich mediów utrzymywali, że przyjazd szefowej niemieckiego rządu do Chemnitz to prowokacja