
Świat polskiej kultury stracił wyjątkową postać. 13 sierpnia media obiegła informacja o śmierci Jacka Śliwczyńskiego – muzyka, fotografa i byłego basisty zespołu T.Love. Dla tysięcy fanów Jacek Śliwczyński był znany przede wszystkim jako „Koń” – pseudonim, który stał się nieodłącznym elementem jego scenicznego wizerunku.
Skąd wziął się pseudonim „Koń”?
Historia przydomka jest zaskakująco prozaiczna.
– Ktoś mnie wziął za kogoś innego. Z kogoś żartowaliśmy, że ma szczękę jak koń. Później koledzy z kapeli stwierdzili, że ja też wyglądam jak taki „kuń” i tak już zostało – wspominał Śliwczyński w jednym z wywiadów.
- Zobacz również: Wyszło na jaw co Kasia Nawrocka zrobiła na zaprzysiężeniu. Jej wujek wszystko zdradził
Choć przydomek narodził się z żartu, z czasem stał się znakiem rozpoznawczym muzyka i pozostał w pamięci fanów na długie lata.
Jacek Śliwczyński nie żyje, to symboliczny koniec epoki T.Love
Jego odejście to dla miłośników polskiego rocka nie tylko strata artysty, ale i koniec pewnego etapu. Śliwczyński był częścią pokolenia, które budowało legendę polskiej muzyki na małych, kameralnych scenach – z dala od wielkiego show-biznesu.
Fani w mediach społecznościowych nie kryją żalu:
– Straszne. Co za rok…
– Pod tym względem ten rok jest fatalny – pisali, żegnając muzyka.
Od muzyki do fotografii
https://www.facebook.com/profile.php?id=100001693471028
Śliwczyński grał w T.Love do 1989 roku. Po odejściu z zespołu całkowicie poświęcił się fotografii, która stała się jego zawodem na kolejne dekady.
– Żyję z fotografii. To jest mój zawód. Czasami jest ciężko, ale udaje mi się. Robiłem dużo sesji reklamowych, dla producentów żywności, na opakowania. To duża odpowiedzialność, bo czasem nad tobą stoi 15 osób i patrzy na każdy szczegół – mówił w 2017 roku w wywiadzie dla Miejskiego Domu Kultury w Częstochowie.
Choć zdarzało mu się myśleć o powrocie na scenę, nigdy nie zrealizował tego planu. Pasję do muzyki zastąpiła fotografia – i to ona wypełniała jego życie zawodowe do końca.
Jacek Śliwczyński pozostanie w sercach fanów jako człowiek, który współtworzył fundamenty polskiego rocka i jednocześnie potrafił całkowicie zmienić artystyczną drogę. Jego historia pokazuje, że można odejść od sceny, ale duch twórczości nigdy nie gaśnie.