Koniunktura w Niemczech jest tak dobra, że firmy nie nadążają z produkcją, a na rynku pracy jest coraz więcej nieobsadzonych etatów. Ekonomiści obawiają się, że niemieckiej gospodarce grozi przegrzanie. Jeśli faktycznie pojawią się kłopoty, Polska mocno odczuje ich skutki.
Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, wzrost PKB w Niemczech wyniósł w zeszłym roku 2,2 proc., czyli najwięcej od 6 lat. Taki wynik byłby dość słaby dla Polski, ale w przypadku Niemiec oznacza to rozpędzoną do wysokich obrotów machinę gospodarczą.
Pomimo olbrzymich transferów socjalnych i statusu płatnika netto w UE, Niemcy zanotowały w 2017 roku aż 38,4 mld euro nadwyżki budżetowej. To efekt świetnych wyników niemieckiego przemysłu, który zarabiając więcej, płaci więcej podatków.
Na tak duże ożywienie gospodarcze ma wpływ głównie szybko rosnący eksport, który odpowiada za aż 46 proc. niemieckiego PKB. Nie bez znaczenia jest także wysoka konsumpcja wewnętrzna, która nakręca koniunkturę.
Nie wszyscy są jednak zadowoleni. Wielu ekonomistów ostrzega, że pojawiają się symptomy przegrzania gospodarki. Wiele firm nie nadąża z produkcją i boryka się z coraz większym niedoborem wykwalifikowanych pracowników. Choć inflacja na razie trzymana jest w ryzach, na dłuższą metę ceny towarów i usług mogą pójść w górę.
Niemiecka Rada Ekspertów Ekonomicznych, która co roku przygotowuje dla rządu ekspertyzę o stanie gospodarki, w listopadzie napisała, że widzi „wyraźne symptomy przeciążenia mocy produkcyjnych”, a optymalny wzrost PKB to 1,4 proc.
Ewentualne załamanie gospodarcze w Niemczech oznacza duże kłopoty dla Polski. Nasza gospodarka jest w dużym stopniu uzależniona od niemieckiej, ponieważ za Odrę trafia niemal jedna trzecia polskiej produkcji, a wiele polskich firm pełni rolę poddostawców dla niemieckich firm.