Coraz głośniej w ostatnich miesiącach mówi się o wyjściu Polski z Unii Europejskiej. Wielu Polaków dostrzega bowiem coraz mocniejsze naciski Brukseli na rząd RP, które z kolei coraz mniej podobają się nie tylko sympatykom obecnej władzy, ale nawet zagorzałym przeciwnikom PiS-u.
Władze unijne na przestrzeni ostatnich 13 lat powoli przyzwyczajały Polskę do swoich autorytarnych zapędów. W pierwszych latach naszego członkostwa „sugerowali” różne zachowania naszych władz, później zaczęli „wzywać” do poszczególnych działań, a dziś już bez ogródek ŻĄDAJĄ.
Dopóki Polska była bez reszty posłuszna (głównie za rządów PO-PSL) i bezrefleksyjnie wykonywała polecenia z Brukseli i Berlina, byliśmy przez zachodnich polityków chwaleni, klepani po pleckach i stawiani za wzór.
Jednak gdy nadeszła era gigantycznej popularności ugrupowań narodowo-konserwatywnych w naszym kraju, a do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, mówiąc stanowcze „NIE!” m.in. pomysłowi relokacji tzw. uchodźców, wszystko się zmieniło. Teraz już Niemcy czy Belgowie stracili hamulce i nie mają oporów, by nazywać nas faszystami czy nazistami, choć sami reprezentują narody najbardziej zbrodnicze, jeśli o II wojnie światowej mowa.
Opozycja w naszym kraju – z Platformą Obywatelską i Nowoczesną na czele – która jest dziwnie bezkrytyczna wobec Niemiec i UE (tą drugą krytykują tylko za zbyt łagodne karanie Polski) podnosi larum i ostrzega, że obecny rząd wyprowadzi nas z Unii Europejskiej.
Pojawiają się też głosy, że zostaniemy z tej Unii wyrzuceni. Jest to jednak najmniej prawdopodobny scenariusz. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo jeśli Polska zostałaby z UE wyrzucona, to wyrzucony z Polski zostałby najpewniej zachodni (szczególnie niemiecki i francuski) kapitał.
Głównie bankowość (niemal całkowicie opanowana przez obcy kapitał!), supermarkety, koncerny medialne, informatyczne, elektroniczne, dyskonty odzieżowe. Szczególnie Niemcy chcą jeszcze mocniej spenetrować nasz rynek i całkowicie wyeliminować polską konkurencję na naszym rodzimym podwórku. Możemy być zatem pewni, że gdy na poważnie poruszymy temat PolExitu, czyli opuszczenia UE wzorem Wielkiej Brytanii, to nasi zachodni sąsiedzi będą nas – „dla naszego dobra i dobra naszej demokracji” – przekonywać do pozostania we „Wspólnocie”.
Z wyżej wymienionych gospodarek najwięcej czerpią Niemcy i Francuzi. Wyprowadzają z Polski miliardy. Sam Lidl (Niemcy) generuje w naszym kraju blisko 8 MILIARDÓW zł przychodu rocznie.
Pozwolę sobie teraz wymienić jeszcze tylko kilka marek, które skutecznie zarżnęły polskie sieci tuż po naszym wejściu do UE: Kaufland (Niemcy), Carrefour (Francja), Auchan (Francja), Tesco (Wielka Brytania), dziś na rynku brylują portugalskie Biedronka i Żabka. Agresywnie na rynek tekstyliów wszedł kilka lat temu KiK (Niemcy), którego sklepy rosną jak grzyby po deszczu.
W Polsce Lidl jest drugą pod względem obrotów siecią handlową, a liczba placówek dawno przekroczyła 600. Czy zachodni kapitał się zatrzymuje? Absolutnie nie! 430 nowych punktów Żabki, 100 dyskontów Biedronki, 70 Lidla, 10-15 marki Netto (Dania) i 26 nowych punktów franczyzowych Carrefoura – tak mniej więcej wyglądały działania zagranicznych sieci w naszym kraju w 2017 r.
Zachód nie może sobie pozwolić na stracenie takiego rynku zbytu, jakim jest Polska, a przede wszystkim – źródła ogromnego dochodu. Przez lata negocjowali sobie z rządem PO-PSL wymarzone ulgi podatkowe i udogodnienia, jednocześnie zdając sobie sprawę, że Polska zrobi, co każą. W ramach „europejskiej solidarności” rzecz jasna.
Dziś, gdy PiS poruszyło temat realnego opodatkowania zachodnich sklepów wielkopowierzchniowych i banków, w Brukseli zaczęto mówić o konieczności „zwalczania PiS”.