Zarzuty przyjmowania i żądania korzyści osobistych i majątkowych w postaci usług seksualnych usłyszał znany polityk Stefan N. Chodzi o seksaferę, w której biznesmeni ochrzcili posła „Jurnym Stefanem”. Według prokuratora załatwiali oni politykowi spotkania z prostytutkami w zamian za pomoc w interesach. Stefanowi N. grozi nawet 10 lat więzienia.
Przypomnijmy: pod koniec stycznia funkcjonariusze CBA zatrzymali w Łódzkiem trzech biznesmenów – Bogdana W., Wojciecha K. i Krzysztofa K. Według prokuratury mieli być oni uwikłani w korupcyjny proceder i wręczać korzyści osobiste posłowi Stefanowi N. (PSL-UED). Według prokuratury chodzi o okres od stycznia 2013 roku do końca 2015 roku, w którym N. miał wielokrotnie przyjąć łapówkę w postaci usług seksualnych w zamian za działania na rzecz spółek należących do zaprzyjaźnionych z nim biznesmenów.
Przecieki ze śledztwa mówią, że biznesmeni kusząc parlamentarzystę podsunęli N. prostytutkę o 45 lat młodszą od niego. Ale – jak uważają prokuratorzy – Stefan N. miał spotykać się też z kilkoma innymi kobietami lekkich obyczajów. Jak skrupulatnie podliczyli śledczy: aż 31 razy. Nieoficjalnie mówi się, że oprócz seksu parlamentarzysta lubił sobie podjeść – przecieki mówią choćby o darmowych talerzach fasolki po bretońsku, jakie mieli mu fundować przedsiębiorcy.
Jak podawały media, przed schadzką biznesmeni mieli wysyłać politykowi zdjęcie dziewczyny do akceptacji. Jeśli mu się spodobała, umawiali spotkanie. Z kolei prostytutki miały zeznać śledczym, że poseł „był skąpy, nie dawał napiwków i kazał oglądać siebie w telewizji”.
Stefan N. nie miał pojęcia, że jest obserwowany przez CBA. Agenci Biura filmowali z ukrycia, jak kolega-biznesmen dowozi go na miejsce miłosnej schadzki, a potem odbiera stamtąd i zawozi do jego poselskiego biura. I tak przez dwa lata.
Poseł wielokrotnie zapewniał, że jest niewinny i nie korzystał z usług prostytutek. Całą sprawę uważa za polityczną i oskarża partię rządzącą, że za pomocą seksafery chce „przykryć” taśmy Kaczyńskiego.