Żydzi, którzy w efekcie wojny stracili swoją własność w naszym kraju zadośćuczynienie otrzymali już dwukrotnie.
Żydzi z USA ponownie apelują o zwrot pieniędzy za majątki utracone podczas II wojnyświatowej w Polsce. By głos był bardziej donośny poprosili o wsparcie wpływowych polityków. Efektem tych starań jest list 46 kongresmenów do Johna Kerry’ego. – Postawa polityków amerykańskich jest irytująca. Znów nas traktują “z buta”, ale równie źle świadczy to o Żydach – mówi Money.pl Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, który zajmował się tą tematyką jeszcze za rządów SLD. – Mienie zawsze ma właściciela albo spadkobierców i to rzecz absolutnie podstawowa – odpowiada mu były Ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss.
Inicjatorem tej korespondencji jest Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego, która od lat walczy o odzyskanie majątków zagarniętych w czasie wojny. Autorzy listu proszą Departament Stanu o interwencję w tej sprawie i żądają, by 70 lat po zakończeniu II wojny światowej uregulować wreszcie sprawy majątkowe narodu żydowskiego prześladowanego w wyniku tego konfliktu.
Sprawa jest o tyle kontrowersyjna, że Żydzi, którzy w efekcie wojny stracili swoją własność w naszym kraju, zadośćuczynienie już otrzymali. W pierwszym wypadku płatnikiem były Niemcy. Traktat między RFN a Izraelem z 1952 roku zagwarantował wypłatę 3,5 miliarda marek jako zadośćuczynienie. Na tym się jednak nie zakończyło, bo Niemcy Zachodnie wspierały Tel Awiw gospodarczo i finansowo przez lata. Ostateczne szacunki mówią, że wartość tej pomocy sięgnęła nawet 60 mld marek.
Kiedy Polską rządził Władysław Gomułka , ówczesny I sekretarz KC PZPR, doszło do innego porozumienia, tym razem z władzami USA. Na sejmowych stronach z łatwością można odnaleźć wyczerpującą odpowiedź, jakiej udzielił minister skarbu w rządzie SLD Wiesław Kaczmarek. W 2002 roku organizacje żydowskie zgłaszały podobne do dzisiejszych roszczenia i z wnioskiem o wyjaśnienie tej kwestii wystąpił jeden z posłów.
W dokumencie czytamy: “W latach 1948-1971 rząd polski zawarł szereg układów z rządami państw obcych, na mocy których Polska wypłaciła rządom tych państw stosowne odszkodowania z tytułu mienia pozostawionego lub znacjonalizowanego w Polsce po II wojnie światowej.
Mienie, o którym mowa, stawało się własnością państwa polskiego, a zobowiązania odszkodowawcze przejęły na siebie rządy państw układających się z Polską. W związku z powyższym nie mogą być zaspokajane przez Polskę roszczeniaosób fizycznych i prawnych dotyczące mienia objętego tymi układami. Jednym z nich był układ zawarty z rządem Stanów Zjednoczonych z dnia 16 lipca 1960 r.
W układzie przyjęto kwotę 40 mln dolarów, jaką rząd PRL zgadza się zapłacić rządowi Stanów Zjednoczonych z przeznaczeniem na całkowite uregulowanie i zaspokojenie wszystkich roszczeń obywateli Stanów Zjednoczonych zarówno osób fizycznych, jak i prawnych z tytułu nacjonalizacji i innego rodzaju przejęcia przez Polskę mienia oraz praw i interesów związanych z mieniem przejętym przed wejściem w życie układu”.
Z tej odpowiedzi wynika, że owe porozumienie wyczerpuje żądania w stosunku do państwa polskiego obywateli USA. Bezpodstawne wydają się również apele ze strony amerykańskich kongresmenów, skoro to właśnie z rządem tego kraju już 55 lat temu zawarliśmy porozumienie. Tymczasem roszczenia wracają, a szacowana przez organizacje żydowskie kwota z reguły nie jest nigdy mniejsza niż 60 miliardów dolarów.
– Postawa polityków amerykańskich jest irytująca i myślę, że dzisiaj jest to absolutnie niepotrzebne. Dziwie się tym środowiskom, że szukają pola do generowania, może nie konfliktu wprost, ale robią wiele, by utrudnić budowę porozumienia – mówi dziś Money.pl Wiesław Kaczmarek. – Wiadomo, że nas na to nie stać i, że nie jesteśmy winni wydarzeniom z czasów II wojny światowej. Nie wydaje mi się właściwe, by pokolenie moich córek miało za to teraz płacić. Amerykanie znów nas traktują z buta, ale nie tylko o nich to źle świadczy, ale również o Żydach – dodaje były minister.
Nie zgadza się z nim były ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss. – Nie chodzi o to, że Polacy nas obrabowali. Idzie o to, że jednak ostatecznie przejęli te nieruchomości, które przecież należały do kogoś – mówi Weiss. – Pamiętamy, że było dużo sprawiedliwych Polaków, ale mienie zawsze ma właściciela albo spadkobierców i to rzecz absolutnie podstawowa – dodaje.
Ambasador zwraca uwagę, że w swoich rozmowach z ministrem Kaczmarkiem na początku tego wieku zaznaczał, że nikt nikogo nie chce wypędzać z mieszkań, czy przejmować budynków z lokatorami. – Liczyłem wtedy na kompromis miedzy państwami, bo przecież nie chcemy tego odzyskiwać od osób prywatnych – mówi Weiss. – Nie udało się jednak załatwić wszystkich spraw co do zwrotu mienia za wyjątkiem tych należących do gmin żydowskich – dodaje.
Rzeczywiście w 1997 roku Sejm przyjął ustawę na mocy której Polska zwraca od lat mienie gmin żydowskich. Na tej drodze te organizacje odzyskały już wiele budynków publicznych.
– Te sprawy zostały uporządkowane. Są reguły, jest system i to działa. Ale gdy przyjeżdżają do Polski młodzi Żydzi i odwiedzają domy swoich ojców, to niestety wiedzą, że nie uda im się tego odzyskać. To wywołuje poczucie niesprawiedliwości – konkluduje Szewach Weiss.
Uregulowanie spraw mienia gmin nie spowodowało, że nacisk na zwrot majątków osób fizycznych zelżał. Temat ciągle wraca. Światowy Kongres Żydów cyklicznie wzywa nasz kraj do pełnego załatwienia sprawy. Mimo wspomnianej umowy z USA kolejne rządy z reguły nie odpowiadają ostro na te żądania i prezentują postawę, która obu stronom daje nadzieje na jej ostateczne rozwiązanie.
Dlatego też od lat politycy wszystkich opcji mówią o konieczności szybkiego uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej. Mimo tego, że istnieje rzadko u nas spotykana zgoda ponad podziałami co do konieczności ucywilizowania zwrotu mienia, ustawy jak nie było tak i nie ma. Jej brak coraz bardziej obciąża samorządy. W ubiegłym roku Warszawie trzeba było dodać z budżetu państwa 600 mln zł na obsługę roszczeń związanych z reprywatyzacją.
Szansy na szybkie uchwalenie takiej ustawy jednak nie widać. Według szacunków ministerstwa finansów(jeszcze z 2012 r.), oznaczałaby ona skokowy wzrost długu publicznego o 18 mld zł, na co Polski nie stać.
Trudno oczekiwać, by w roku wyborczym ktokolwiek podjął temat narażający budżet państwa na podobne obciążenie. Już teraz biorąc pod uwagę mnożące się obietnice wyborcze trudno o wyliczenia, które dają szanse na ich realizacje. Dodatkowe miliardy po stronie kosztów tylko tę sytuację utrudniają.
Dlatego na razie parlamentarzyści pracują tylko nad tzw. małą ustawą reprywatyzacyjną, która ma zniwelować negatywne efekty dekretu Bieruta z 1945 r. (znacjonalizował wszystkie grunty w stolicy). Posłowie pod koniec czerwca zagłosowali przeciw zwracaniu budynków publicznych jak szkoły, czy przedszkola, co oznacza, że ten majątek jest dla spadkobierców ostatecznie stracony.
Ustawa jest teraz w Senacie i w środę trafi pod obrady, choć nie została jeszcze uwzględniona w porządku obrad. Po podpisie Prezydenta stanie się obowiązującym prawem, ale przypomnijmy raz jeszcze: to tylko regulacja dotycząca Warszawy, co do której zresztą poważne wątpliwości natury prawnej ma Biuro Opinii Sejmowych.
Nieoficjalnie jeden z senatorów powiedział nam, że w trakcie prac w komisji dowiedział się od przedstawiciela Ministerstwa Skarbu, że trwają prace nad kompleksową ustawą reprywatyzacyjną. Dodał jednak, że podobne deklaracje słyszy od lat jako standardową odpowiedź na pytanie o nowelizacje prawa w tym zakresie.
Z kolei na nasze pytanie w tej sprawie Ministerstwo Skarbu odpowiedziało tak:
“Dla rozpoczęcia właściwych prac nad ustawą kompleksowo rozwiązującą kwestię reprywatyzacji, konieczne jest przeprowadzenie szczegółowych analiz skali problemu w wymiarze majątkowym i finansowym, a także możliwości jego rozwiązania ze strony państwa. Aktualnie trwają prace, których celem jest oszacowanie potencjalnych roszczeń reprywatyzacyjnych w skali całego kraju.
Zbierane są m.in. od wojewodów, starostów i innych państwowych osób prawnych dane dotyczące roszczeń reprywatyzacyjnych zgłoszonych na obszarze poszczególnych województw. Oszacowanie roszczeń reprywatyzacyjnych, tj. formalnie zgłoszonych i dochodzonych przed organami administracji i sądami, jak również tych możliwych do zgłoszenia trzeba też zestawić z oszacowaniem wartości majątku pozostającego w gestii państwa, a możliwego do wykorzystania na ten cel. Te analizy posłużą do przygotowania propozycji systemowego rozwiązania kwestii reprywatyzacji”.