Przed południem zamarła cała Polska. Na nasz kraj zwróciły się oczy całego świata. Samolot wojskowy Tu-154M, wraz z 96 osobami na pokładzie, o godzinie 8:41 runął na ziemie smoleńską. Zginęli: prezydent RP Lech Kaczyński i jego żona Maria, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, grupa parlamentarzystów, dowódcy wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele ministerstw, organizacji kombatanckich i społecznych.
Lecieli, by uczcić pamięć ofiar zbrodni katyńskiej. Nikt nie przypuszczał, że smoleński las będzie miejscem także ich tragicznej śmierci.
„Oni wszyscy mieli krew i kości. Mieli emocje, marzenia, plany. Mieli swoich bliskich. Czekała na nich w domu wielka miłość, czekał obiad albo późna kolacja. Każdy z nich obiecał, że o 18 będzie w domu…” – tak o ofiarach katastrofy mówiła Joanna Racewicz, żona tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Pawła Janeczka, szefa ochrony prezydenta.
Marta Kaczyńska: Nadal dzwoniłam do rodziców
W opublikowanej po katastrofie smoleńskiej książce „Moi rodzice”, wywiadzie rzece prowadzonym przez Dorotę Łosiewicz, Marta Kaczyńska tak wspomina dzień, w którym zginęli jej rodzice:
„To była sobota rano. Jak zawsze wstałam, żeby przygotować śniadanie dla dzieci. Mąż był za granicą. Planowałam spokojny dzień z córkami. Włączyłam telewizor. Chciałam zobaczyć transmisję z uroczystości w Katyniu. Nie miałam zamiaru oglądać całości, bo zawsze denerwowałam się publicznymi wystąpieniami taty, choć on wypadał bardzo dobrze – miał fenomenalną pamięć i zazwyczaj mówił bez kartki. (…)
Nagle usłyszałam, jak dziennikarz mówi, że rozpoczęcie uroczystości opóźnia się z powodu problemów z lądowaniem. (…) Wierzyłam, że za chwilę usłyszę, że samolot z prezydencką delegacją właśnie wylądował. (…)
Nadal dzwoniłam do rodziców. Wybierając numery jak automat, wciąż wierzyłam, że przeżyli. A potem w telewizji powiedziano, że wszyscy pasażerowie zginęli. Gdy odczytywałam po raz kolejny tekst wyświetlany na żółtym pasku informacyjnym, nadzieja gasła. Nagle zamknął się pewien rozdział życia, choć w tamtych chwilach nie mogłam w to uwierzyć.”
Wojciech Wasserman: Tata miał nie lecieć tym samolotem
Zbigniew Wasserman miał nie lecieć tym samolotem. – Później jednak zwolniło się miejsce i wskazano na Tatę. Czuł się zaszczycony i zobowiązany, żeby polecieć do Katynia i oddać hołd oficerom pomordowanym w czasie drugiej wojny światowej – wyjaśniał Wojciech Wasserman w rozmowie z Joanną Racewicz, opublikowanej w książce „12 rozmów o pamięci. Oswajanie nieobecności” (Warszawa, 2012 rok).
Kiedy ostatni raz Wojciech Wasserman rozmawiał z ojcem, ten planował: Po powrocie z Katynia do Warszawy wsiądzie prosto w samolot do Krakowa. Zaznaczył, że z Balic wróci taksówką, żeby nikt po niego nie wyjeżdżał, bo będzie późno. „Zwykle ktoś z nas wyjeżdżał po Tatę na lotnisko…”
Paweł Maciejczyk: Córeczko, być może uniknęłaś cierpienia
Barbara Maciejczyk była stewardessą, szefową pokładu TU-154 podczas lotu do Smoleńska. Od początku 2007 roku pracowała w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego im. Obrońców Warszawy, jednostce odpowiedzialnej za loty najważniejszych osób w państwie.
„Pokochała (pracę stewardessy) od razu. Nie potrafiła już sobie wyobrazić siedzenia za ziemi.” – wspominał entuzjazm córki – świeżo upieczonej pracownicy 36. SPLT – jej ojciec, Paweł Maciejczyk w książce „12 rozmów o pamięci. Oswajanie nieobecności”.
„Po katastrofie wszyscy szukali epitafiów na nagrobki. Żeby jakoś powiedzieć to, czego wyrazić się wtedy nie dało… ja też. Zajrzałem do poezji Jana Kochanowskiego. W którymś z trenów przeczytałem: 'Córeczko, odeszłaś w dobrym miejscu, w dobrym momencie, bo później może przyszłyby choroby, tragedie’. Pamiętasz ten tren? Pomyślałem: 'Basiu, też odeszłaś w najlepszym momencie, być może uniknęłaś cierpienia’. I wiesz? Te słowa naprawdę przyniosły mi ulgę, dały pocieszenie. W jakiś sposób musiałem to sobie wytłumaczyć.”
W czasie pogrzebu Basi i innych członków załogi tupolewa, celebrujący nabożeństwo ks. płk. Sławomir Żarski też mówił cytatem z wiersza, tym razem „Modlitwy za lotników” Kazimiery Iłłakowiczówny: „Spraw Panie, by dla ojczyzny nie była ich śmierć bezowocna”.
Joanna Racewicz: Wciąż tu jesteś Janosik, tylko trochę inaczej
Na Pawła Janeczka w pracy mówili „Janosik”. Nikt nie pamięta, kto mu taki pseudonim wymyślił, ani kiedy to się stało. Był „Janosikiem” i już. Nawet Prezydent Kaczyński tak do niego mówił. A znali się dobrze, w końcu kpt. Janeczek był szefem ochrony prezydenta RP.
W rozmowie o mężu Joanna Racewicz napisała tak: „Moja najtrudniejsza rozmowa. I najważniejsza powinność. Paweł nie lubił, żeby o Nim mówić. 'Moje zadanie to chronić, a nie błyszczeć’ – powtarzał. To było Jego zawodowe credo. Nie chcę i nie mogę go naruszać, ale Paweł miał też credo prywatne: 'Wy jesteście najważniejsi. Mój dom jest tam, gdzie Ty i Igor’. Jeśli tak – wciąż tu jesteś, Janosik. Tylko trochę inaczej.”