Jakież było zaskoczenie, gdy podczas remontu podziemi kościoła pod wezwaniem świętego Jakuba Apostoła robotnicy natrafili na zamurowane wejście. Ukazało się, gdy zbili tynki w piwnicach świątyni na warszawskim Tarchominie. Choć to młoda dzielnica stolicy, sam kościół pochodzi z 1518 roku. Kiedy dostali się do krypty, ujrzeli dziecięcy grób.
Przejście w podziemiach stanęło otworem po usunięciu cegieł.
– Okazało się, że za przemurowaniem znajdują się schody prowadzące niegdyś do krypty z kościoła, od góry przesłonięte metalową płytą epitafijną. Dolna partia schodów została przykryta wylewką betonową. Na jej powierzchni ułożono z białej cegły krzyż, do którego doklejono ołowianą tabliczkę trumienną – czytamy na stronie Stołecznego Konserwatora Zabytków.
Widok badacze wspominają jako mrożący krew w żyłach. Pomieszczenie i grób do tej pory przez prawie 300 lat był nieodkryty. Absolutnie się tego nie spodziewali. z jednej strony byli w szoku, z drugiej zaś panowała wszechobecna ekscytacja.
Specjaliści ustalili, kto został tam pochowany.
Najprawdopodobniej w tym miejscu ponownie pochowano zmarłego w 1755 roku 5-letniego Ignacego Ossolińskiego.
W XVIII wieku rodzina Ossolińskich kupiła Tarchomin. W 1720 roku rozpoczęła się rozbudowa kościoła. Członkowie rodziny mieli być grzebani w głównej krypcie, o czym świadczy płyta epitafijna w posadzce świątyni.
– Z dostępnych źródeł wynika, że trumienkę z kośćmi i tabliczką informacyjną odkryto w 1978 roku, w trakcie przebudowy krypty na salkę dla ministrantów. Jednakże nieznane było miejsce ponownego pochówku młodego Ossolińskiego – pisze na swojej stronie Stołeczny Konserwator Zabytków.