Wizyta Karola Nawrockiego na szczycie Grupy Wyszehradzkiej na Węgrzech miała być rutynowym elementem międzynarodowego kalendarza. Tymczasem stała się jednym z najgorętszych tematów ostatnich dni. Wszystko przez to, że w Budapeszcie od miesięcy przebywa Zbigniew Ziobro, a każda decyzja prezydenta dotycząca ewentualnego spotkania może mieć poważne konsekwencje polityczne – zarówno w kraju, jak i wewnątrz obozu PiS.
- Czytaj też: Ostatnie nagranie 11-letniego Nikodema… Młodziutki aktor już nigdy się tak nie uśmiechnie. Serce pęka
Napięcia przed szczytem V4. Wizyta, która zmienia się w polityczną układankę
Na środę zaplanowano udział Karola Nawrockiego w szczycie V4 w Ostrzyhomiu. To kluczowe forum współpracy regionalnej, gdzie spotkają się prezydenci Czech, Słowacji, Węgier i Polski. Jeszcze kilka dni temu wszystko wskazywało na to, że oprócz udziału w sesji plenarnej dojdzie również do rozmów dwustronnych z Viktorem Orbanem. Te jednak w ostatniej chwili odwołano po wizycie Orbana w Moskwie. To wydarzenie wywołało napięcia na arenie międzynarodowej i wymusiło zmianę planów prezydenckiej delegacji.
- Zobacz także: Szokujące kto okazał się rosyjskim szpiegiem. Wielu się tego spodziewało – służby dokonały właśnie aresztowania
W tym kontekście natychmiast powróciły pytania, które krążyły od miesięcy: czy Nawrocki spotka się z Ziobrą? Były minister sprawiedliwości od dłuższego czasu przebywa w Budapeszcie i twierdzi, że w Polsce nie ma gwarancji uczciwego procesu. Jego sytuacja, połączona z zarzutami obejmującymi aż 26 przestępstw, w tym kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, ma potencjał, by zdominować każdy polityczny przekaz.
Dodatkowym obciążeniem są węgierskie decyzje o udzieleniu azylu Marcinowi Romanowskiemu, byłemu wiceministrowi w resorcie Ziobry. Atmosfera jest więc naładowana, a każdy gest polskich władz może zostać odczytany w kilku wymiarach jednocześnie.
Spotkanie z Ziobrą? Ekspert: „dla prezydenta to pole minowe”
Dr Sergiusz Trzeciak, specjalista od marketingu politycznego, nie ma wątpliwości: decyzja o tym, czy spotkać się z Ziobrą, jest dla prezydenta Nawrockiego sprawą obarczoną ogromnym ryzykiem. Część działaczy PiS mogłaby taki gest uznać za symbol wsparcia dla byłego ministra. Inni – szczególnie ci, którzy obwiniają Ziobrę o problemy wizerunkowe prawicy – mogliby odebrać to jako błąd i niepotrzebne otwarcie kolejnego frontu.
Sondaże nie pomagają. Badania pokazują, że nawet wśród wyborców PiS decyzja Ziobry o pozostaniu w Budapeszcie spotkała się z mieszanymi reakcjami. W najbardziej umiarkowanej części elektoratu taki ruch prezydenta mógłby osłabić jego wizerunek jako polityka dążącego do stabilizacji i dialogu.
Z drugiej strony odmowa spotkania z Ziobrą może zostać odebrana przez część środowiska prawicowego jako zdrada lub złamanie solidarności ze „starym obozem”. Dla prezydenta to sytuacja, w której każda decyzja ma wysoką cenę, a brak decyzji – również.
Balansowanie między frakcjami. Dlaczego każde wyjście jest złe?
Nawrocki od początku swojej prezydentury próbuje budować obraz polityka, który nie daje się wciągnąć w partyjne wojny ani w konflikty między różnymi frakcjami obozu prawicy. Spotkanie z Ziobrą oznaczałoby od razu wejście w tę wojnę. Brak spotkania – wysłanie sygnału o dystansie wobec części dawnych współpracowników.
Dr Trzeciak podkreśla, że prezydent może próbować obrać trzecią drogę: zachować pełny dystans, bez jednoznacznych deklaracji, licząc, że samo milczenie stanie się politycznym komunikatem.
Dla Ziobry taka sytuacja ma zupełnie inny ciężar. Ekspert ocenia, że dla byłego ministra to kwestia być albo nie być. Spotkanie z prezydentem pokazałoby, że nadal ma znaczenie i wpływy. Brak spotkania byłby jasnym sygnałem, że jego pozycja w polskiej polityce gwałtownie słabnie.
Wszystko to sprawia, że Nawrocki musi kalkulować każdy krok. Szczyt V4, choć formalnie dotyczy współpracy regionalnej, w praktyce staje się areną, na której polityczne napięcia, lojalności i interesy mieszają się w najmniej komfortowy sposób.
