To nie jest głos publicysty ani komentatora z marginesu debaty. To ostrzeżenie płynące z ust doświadczonego dyplomaty, który przez lata obserwował mechanizmy władzy na Kremlu z bliska. Były ambasador Ukrainy w USA Walerij Czałyj ocenia, że istnieje realne ryzyko lądowego ataku Rosji na jeden z europejskich krajów NATO w 2026 roku. Wśród potencjalnych celów wymienia także Polskę.
Jego słowa wpisują się w coraz częstsze ostrzeżenia zachodnich ekspertów, którzy mówią wprost: wojna w Ukrainie może przekształcić się w konflikt o znacznie szerszym, europejskim wymiarze.
Wojna wchodzi w nową fazę. „To już nie tylko konflikt rosyjsko-ukraiński”
W rozmowie z kanałem Orestokratiya, cytowanej przez ukraińskie media, Czałyj zwrócił uwagę, że obecny etap wojny oznacza przejście od konfliktu regionalnego do systemowego zagrożenia dla Europy. Jego zdaniem świat wchodzi w epokę długotrwałej niestabilności.
Były ambasador mówi wprost o erze nieregularnych konfliktów, z okresami pozornego spokoju, które będą przerywane kolejnymi eskalacjami w różnych częściach globu. Europa – wbrew wcześniejszym przekonaniom – nie jest już bezpieczną wyspą.
Według Czałyja kluczowym momentem była decyzja Kremla, a przede wszystkim Władimir Putin, by „sztucznie wciągnąć wojnę do Europy”. To, co miało być szybkim konfliktem lokalnym, wymknęło się spod kontroli.
– Skoro Europa została wciągnięta w tę wojnę sztucznie, można ją z niej również wyciągnąć – powiedział dyplomata, zastrzegając jednak, że zakończenie konfliktu w perspektywie kilkunastu lat jest mało realne.
Lądowy atak na kraj NATO. Polska wśród możliwych celów
Najbardziej niepokojący fragment wypowiedzi Czałyja dotyczy konkretnego scenariusza militarnego. Były ambasador ocenia, że już w 2026 roku Rosja może zdecydować się na świadome naruszenie terytorium jednego z państw NATO.
Wśród potencjalnych celów wymienia:
-
Finlandię
-
Szwecję
-
kraje bałtyckie
-
Polskę
-
Rumunię
Co istotne, nie chodzi o przypadkowy incydent czy „zbłąkaną rakietę”.
– To nie będzie pomyłka. To ma być atak lądowy, który nie pozostawi wątpliwości, że doszło do naruszenia integralności terytorialnej państwa NATO – podkreśla Czałyj.
Według niego Rosja może użyć dronów, systemów robotycznych, grup sabotażowych, a nawet cięższego uzbrojenia. Kluczowy ma być nie militarny efekt, lecz symboliczny przekaz.
„Putin chce pokazać słabość Europy”
Zdaniem byłego ambasadora celem Kremla nie jest zdobycie terytorium ani trwała okupacja. Chodzi o coś innego – sprawdzenie reakcji Zachodu.
– Putin nie dąży do konkretnego celu wojskowego. Jego celem jest demonstracja słabości Europy i jej niezdolności do realnej konfrontacji – ocenia Czałyj.
Taki scenariusz miałby być testem dla całego systemu bezpieczeństwa NATO. Odpowiedź – lub jej brak – zadecydowałaby o dalszym przebiegu konfliktu.
Europa przed wyborem: eskalacja czy szybki pokój
Czałyj zaznacza, że wszystko zależy od reakcji państw europejskich. Jeśli atak zostałby potraktowany wyłącznie jako incydent, ryzyko dalszej eskalacji wzrosłoby dramatycznie.
Jeśli jednak Europa zdecydowałaby się na jednoznaczną, wspólną odpowiedź militarną po stronie Ukrainy, scenariusz – paradoksalnie – mógłby doprowadzić do szybszego zakończenia wojny.
– Wtedy wszystkie plany Kremla runą. Putin zrozumie, że nikt się go nie boi – podkreśla dyplomata.
Na pytanie o skalę zagrożenia Czałyj odpowiada bez wahania: prawdopodobieństwo takiego scenariusza ocenia na około 30 procent. W realiach bezpieczeństwa międzynarodowego to wartość, której nie da się zignorować.
