Wiceszef MS Michał Woś powiedział, że nie wiązałby jakoś wybitnie cofnięcia projektu ustawy reprywatyzacyjnej do resortu sprawiedliwości z sytuacją powstałą ostatnio w stosunkach polsko-izraelskich; projekt cofnięto w celu przeprowadzenia dodatkowych analiz – dodał.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin w niedzielnym wywiadzie dla portalu wPolityce.pl stwierdził, że realizacja przepisów projektu ustawy reprywatyzacyjnej przekracza możliwości budżetu państwa, są również wątpliwości co do jego zgodności z prawem polskim i międzynarodowym; w związku z tym projekt ustawy został przekazany do ponownych analiz Ministerstwu Sprawiedliwości.
Sasin, pytany o tę wypowiedź w poniedziałek w Polsat News, wskazywał, że po analizie projektu w Komitecie Stałym stwierdzono, że wymaga on dalszych prac: analiz, wyliczeń, a także zastanowienia się, jak zapisać przepisy ograniczające krąg osób, które mogą stać się beneficjentami tej ustawy.
Pytany w Radiu Plus o to kiedy projekt może wrócić do Komitetu Stałego Rady Ministrów, Woś odparł, że nie jest w stanie podać konkretnego terminu. „Bo wszystko zależy od szerokości materii, którą jeszcze trzeba uporządkować, którą trzeba uzupełnić w tej ustawie” – podkreślił.
Wiceminister sprawiedliwości przyznał, że ambasador Izraela i dyplomaci interesowali się projektem tej ustawy. „Duża część beneficjentów tej ustawy i osób ją objętych jest cudzoziemcami czy byłaby cudzoziemcami. Wobec tego ustawa wymagała też przedstawienia naszego stanowiska” – powiedział.
„Ustawa została zwrócona do Ministerstwa Sprawiedliwości w celu uzupełnienia, przeprowadzenia dodatkowych analiz, ja bym tego jakoś wybitnie nie wiązał z tą sytuacją, która miała miejsce w stosunkach polsko-izraelskich” – podkreślił, odnosząc się do sytuacji wokół noweli ustawy o IPN.
Wiceminister podkreślił, że resort jest zdeterminowany, aby przeprowadzić wszystkie analizy i uzupełnić projekt ustawy reprywatyzacyjnej tak, by była ona „akceptowalna dla wszystkich”.
Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło projekt ustawy reprywatyzacyjnej w październiku ub.r. Przewiduje on m.in. takie rozwiązania jak rekompensatę w wysokości do 20 proc. wartości mienia przejętego przez państwo po 1944 r. czy zakaz zwrotów w naturze i handlu roszczeniami. Szacunkowy koszt jej skutków wyniósłby od 10 do 15 mld zł.
Według MS propozycje stanowią „kompromis pomiędzy moralną powinnością wobec osób pokrzywdzonych a ekonomicznymi możliwościami państwa”. „Trzynaście dekretów i ustaw skutkujących po 1944 r. przejęciem przez państwo nieruchomości prywatnych było uchwalonych przez nielegitymizowany reżim, niewybrany w demokratycznych wyborach, lecz narzucony przez sowieckiego najeźdźcę” – głosi uzasadnienie projektu.
Po wejściu ustawy w życie stracą moc m.in.: dekret Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia 6 września 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej oraz tzw. dekret Bieruta, nacjonalizujący warszawskie grunty.
Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki mówił w grudniu ub.r., że ustawa reprywatyzacyjna musi wejść w życie w 2018 r.