Niedawno nagłośniono w mediach przypadek, kiedy to pewna pani oblała egzamin na prawo jazdy, bo zatrzymała się przed przejściem. Na przejściu nie było jeszcze pieszych, chociaż stali na chodniku i ich zachowanie wskazywało na możliwość wejścia na pasy. Egzaminator uznał jednak postępowanie zdającej jako wykroczenie i otrzymała ona negatywny wynik.
Po jej odwołaniu Dyrektor Departamentu Organizacyjnego Urzędu Marszałkowskiego unieważnił egzamin. Egzaminator odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które decyzję urzędu marszałkowskiego uznało za słuszną. Pan egzaminator nie dał jednak za wygraną i odwołał się do sądu. Dopiero tam poległ ostatecznie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy również podtrzymał unieważnienie egzaminu i oddalił skargę egzaminatora.
Mimo to media szybko i wybiórczo podchwyciły ten wątek, nagłaśniając pogląd, że zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych – jeśli żaden z przechodniów nie postawił na nim stopy – jest wykroczeniem! Oliwy do ognia dodała jeszcze pewna pani egzaminator, która na portalu branżowym dotyczącym bezpieczeństwa ruchu drogowego zaczęła lansować opinię, iż nie należy zatrzymywać się przed przejściami, bo to zabronione. Jest co najmniej dziwne, że ludzie z branży, podobno fachowcy, popularyzują takie poglądy.
Jakie są tego skutki? Oczywiście różni domorośli specjaliści, polscy „mistrzowie” kierownicy z radością wypowiadają się w licznych komentarzach, że jeśli jakiś pirat potrącił pieszego na przejściu, to wina tego kierowcy, który się zatrzymał. Tak, tak! Nie tego, który pędził z klapkami na oczach albo smartfonem przed oczami i zapewne nawet nie zauważył, że zbliża się do przejścia, tylko tego, który zatrzymał się i chciał przepuścić pieszego.
W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, o godz. 1:20, w Kobyłce pod Warszawą kierowca Citroena Berlingo zabił na przejściu dla pieszych trzy kobiety w wieku 16, 43 i 70 lat, które wracały z wigilijnej pasterki. Jeden z jadących z samochodów zatrzymał się przed przejściem. Kobiety szły po pasach. W tym momencie pędzący z przeciwnego kierunku Citroen uderzył w nie. Uderzenie było tak silne, że kobiety zostały odrzucone na odległość kilkudziesięciu metrów i znalazły się w przydrożnych zaroślach. Przybyli na miejsce strażacy musieli ich szukać w krzakach!
„To wina tamtego barana po co się zatrzymał?”
„Gdyby nie puszczał tych pieszych to by nie weszły i nic by się niestało”
„Jak widziały że tamten zapieprza to po co właziły mu pod koła?”
„Tak to jest jak się puszcza pieszych na przejście, głupia uprzejmość i jakie teraz skutki”
Ludzie, czy wy naprawdę nie potraficie myśleć? Czy już wszystko wam się w głowach pomieszało? Przecież nawet nie wiecie, czy kierowca tamtego pojazdu zatrzymał się przed przejściem z dobrej woli, czy osoby piesze już były na przejściu i miał taki obowiązek. No, ale oczywiście głupio-mądrych i wszystkowiedzących nie brakuje…
Zapoznajcie się rzetelnie z wyrokiem sądu i nie mylcie pojęć!
Rzetelność dziennikarzy od dawna budzi moje jak najgorsze odczucia. Manipulacje, wyrywkowe cytowanie, dodawanie od siebie, podgrzewanie atmosfery, szukanie sensacji, powoływanie się na rzekomych anonimowych informatorów, ewidentne błędy merytoryczne, prowokacyjne tytuły – są na porządku dziennym.
W omawianej sprawie oblanego egzaminu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy zajął, moim zdaniem, słuszne stanowisko, przyznając de facto rację pani, która nie zdała egzaminu. Niestety, z tego wyroku zaczerpnięto tylko wyrwane z kontekstu wątki i różni redaktorzy ogłosili publice: „zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych jest wykroczeniem!” To jest zła dziennikarska robota!
„(..) zatrzymywanie się przed przejściem, na którym nie ma pieszego jest zabronione prawem. Bo ustawodawca przewidział, że będzie to dla pieszych śmiertelnie niebezpieczne”.
Przewidział i dlatego zredagował taki przepis? No nie, ta pani nagina rzeczywistość do swoich własnych wyssanych z palca teorii! Wykroczenie ma istotnie miejsce, gdy kierujący zatrzymuje pojazd przed przejściem dla pieszych bez żadnego racjonalnego powodu (np. wysadza pasażera) albo – co gorsza – parkuje swoje auto przed przejściem powodując ograniczenie widoczności czy też, jak to często bywa, ustawia pojazd wręcz na przejściu. Z myślą o takich zachowaniach był redagowany art. 49 ust. 1 pkt. 2 ustawy Prawo o ruchu drogowym:
„Zabrania się zatrzymania pojazdu (…) na przejściu dla pieszych, na przejeździe dla rowerzystów oraz w odległości mniejszej niż 10 m przed tym przejściem lub przejazdem; na drodze dwukierunkowej o dwóch pasach ruchu zakaz ten obowiązuje także za tym przejściem lub przejazdem.”
No właśnie, a dlaczego za przejściem? Przecież nikt nie zatrzymuje się za przejściem, aby przepuścić przechodniów, prawda? Ponadto, chcąc przepuścić pieszych, mogę zatrzymać się w odległości 11 metrów od przejścia i co? Wtedy jest ok?
Jeden z ówczesnych współautorów tego przepisu, Zbigniew Drexler, wieloletni ekspert ówczesnego Ministerstwa Komunikacji, wyjaśnił mi zresztą:
„Przepis o zakazie zatrzymywania się na przejściu, przed nim i ewentualnie za nim nie był redagowany z myślą o zatrzymywaniu się w celu przepuszczenia pieszych. Chodziło o zatrzymywanie się, które może spowodować ograniczenie widoczności. Np. ktoś na chwilę zatrzymuje się przed przejściem, aby pobiec do kiosku po gazetę… Pojazd zasłania przejście. Piesi nie widzą nadjeżdżających pojazdów, a ich kierowcy nie widzą pieszych. O to tu chodziło. Rzecz jasna zakaz zatrzymywania się to także zakaz postoju. Powoływanie jednak tego przepisu w sytuacji, kiedy pojazd zatrzymuje się, aby umożliwić pieszym przejście przez jezdnię to ewidentna bzdura i pomylenie pojęć. Wówczas zatrzymanie wynika z warunków ruchu! Ręce opadają, jak się słyszy takie teorie”
Sąd zajął w sprawie oblanego egzaminu następujące stanowisko (II SA/Bd 175/17 – Wyrok WSA w Bydgoszczy):
„Na tle okoliczności faktycznych rozpatrywanej sprawy przyjąć więc należy, że jakkolwiek osoby widoczne na nagraniu DVD nie znajdowały się na przejściu, a zatem nie korzystały z pierwszeństwa, jednakże ich zachowanie sugerowało zamiar wejścia na przejście, to reakcja egzaminowanej polegająca na zatrzymaniu pojazdu i ustąpieniu pierwszeństwa przy uwzględnianiu zasady ograniczonego zaufania, tym samym nie stanowiła naruszenia normy prawnej wynikającej z art. 49 ust. 1 pkt. 2 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym właśnie ze względu na obowiązek wynikający z art. 4 ustawy – Prawo o ruchu drogowym, kreującego jakże istotną w ruchu drogowym – zasadę ograniczonego zaufania”
„Z punktu widzenia literalnego brzmienia przepisu art. 49 ust. 1 pkt. 2 u.k.p., doszło do naruszenia zasady zakazu zatrzymywania pojazdu przed przejściem dla pieszych, na którym pieszych nie było w momencie zbliżania się pojazdu do przejścia. Zdaniem Sądu celowe jest jednak zróżnicowanie oceny sytuacji prawnej podmiotu, który zatrzymuje się przed przejściem dla pieszych, powodując zagrożenie (np. konieczność hamowania pojazdów przez innych uczestników ruchu) od sytuacji, gdy brak jest jakiegokolwiek zagrożenia a zdający egzamin bezpiecznie zatrzymuje pojazd, by umożliwić pieszym znajdującym się przed przejściem, przemieszczenie się przez to przejście. Nieuwzględnienie zróżnicowania zaistniałej sytuacji prowadziłoby do naruszenia zasady równości i poczucia sprawiedliwości społecznej”.
W rezultacie WSA w Bydgoszczy oddalił skargę egzaminatora i uznał, że zachowanie zdającej egzamin kobiety było prawidłowe.
Można tylko wyrazić głębokie zdziwienie, że egzaminator ten, chcąc za wszelką cenę oblać zdającą, wykazując tak duży upór godny chyba lepszej sprawy i dochodząc swoich racji nawet przed sądem, notabene nieskutecznie, nie uwzględnił wskazanych powyżej zasad oceny sytuacji na drodze. Należy też wyrazić ubolewanie, że stał się (być może w sposób niezamierzony) jednym z propagatorów chorej tezy: „kierowco, nigdy nie przepuszczaj pieszych, nie zatrzymuj się przed przejściem”. Tę zasadę starał się też wpoić na egzaminie pani, która dopiero zaczynała swoją motoryzacyjną przygodę. To jest szkodliwa działalność!
Wszystko zależy od konkretnej sytuacji
Nie wolno rozpatrywać danej sytuacji drogowej bez odniesienia do konkretnych realiów.
Przypadek 1: Piesi stoją tuż przed przejściem i wykazują wyraźny zamiar wejścia na nie albo pieszy szybkim krokiem zbliża się do przejścia lub nawet biegnie.
Takie zachowanie pieszych wskazuje ewidentnie na możliwość wejścia na przejście, co wynika z doświadczenia życiowego. Wspomniano o tym również w cytowanym wyroku:
„Obowiązek <zachowania szczególnej ostrożności> wynika z oczywistego faktu, iż nie wszyscy piesi upewniają się, czy mogą bezpiecznie wejść na jezdnię. Niektórzy z różnych powodów mogą nagle wtargnąć na jezdnię lub nagle zmienić kierunek ruchu. Należy również pamiętać o dzieciach, które bywają nieprzewidywalne i zdarza im się wbiegać na jezdnię”.
Nie wolno więc bezmyślnie zakładać, że skoro pieszy nie wszedł jeszcze na przejście to kierujący pojazdem ma przed nim pierwszeństwo i dlatego nie wolno mu w żadnym razie zatrzymywać się przed przejściem, gdyż byłoby to wykroczeniem. Wręcz przeciwnie, kierujący obowiązany jest zmniejszyć prędkość i być gotowym do natychmiastowego zatrzymania samochodu. Jeżeli obserwowane zachowanie pieszych wskazuje na możliwość wejścia na przejścia, to kierujący obowiązany jest stosować zasadę ograniczonego zaufania i zakładać nawet możliwość wtargnięcia pieszego przed nadjeżdżający pojazd.
Jeśli zatem widzę, że pieszy czyni ruch ciałem, jakby za chwilę miał wejść na przejście albo pieszy idzie szybkim krokiem do przejścia, to mam obowiązek zakładać i przewidywać, że ten pieszy na przejście wejdzie. Nie wolno mi zatem w żadnym razie kontynuować jazdy, „bo mam pierwszeństwo”.
Równie ważny, jak art. 49 jest art. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym: „Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania.”
Przypadek II: Pieszy stoi przed przejściem i czeka na możliwość przejścia.
W takim przypadku kierujący pojazdem nie ma oczywiście obowiązku zatrzymywania się przed przejściem, ma pierwszeństwo przed pieszym. Czy jednak wolno mu zatrzymać się i przepuścić pieszego, rezygnując z przysługującego pierwszeństwa?
To też oczywiście zależy od sytuacji. Wspomniana już wcześniej pani egzaminator wywodzi w swoim artykule:
„W Polsce pokutuje mit, powielany z pokolenia na pokolenie, że pieszy oczekujący przed przejściem ma pierwszeństwo. Temat jest na tyle kontrowersyjny, że zdania nawet wśród fachowców od ruchu drogowego są podzielone”.
Przejechałem ponad 2 miliony kilometrów i pierwszy raz słyszę o takim „micie”. Nikt mi tego nie wpajał, żaden instruktor mnie tego nie uczył. Tu nie chodzi o mit o rzekomym pierwszeństwie, ale o zwykłą kulturę, życzliwość, współpracę uczestników ruchu. Pani egzaminator podkreśla, że zdania wśród fachowców są podzielone, ale za chwalę radykalnie i autorytatywnie wypowiada swoje zdanie jako jedynie słuszne (pisownia oryginalna):
„(…) takie „z dobrej woli”, „z kultury” czy jak tam jeszcze to kierujący nazywają, zatrzymywanie się przed przejściem, na którym nie ma pieszego jest zabronione prawem. Bo ustawodawca przewidział, że będzie to dla pieszych śmiertelnie niebezpieczne.
W praktyce wygląda to tak, że na drodze o dwóch, lub więcej pasach ruchu w jednym kierunku jakiś „uczynny kierujący”, zatrzymuje się na skrajnym prawy, bądź lewym pasie i zaprasza pieszych. A na pozostałych pasach jadą/pędzą auta. Nie wolno tak narażać pieszych! Zachowanie szczególnej ostrożności polega między innymi na tym, aby przewidywać, aby ocenić sytuację wokół pojazdu, nieco szerzej, niż u brzegu własnej pokrywy silnika. Ja rozumiem, że pozostali mają obowiązek się zatrzymać, widząc, że jeden stoi i zaprasza pieszych. Jednak ludzie popełniają błędy. Ludzie się zagapiają, nie myślą (…)”