Mówi się, że nic nie dzieje się bez powodu. W istocie – w dzisiejszym świecie, a szczególnie w wielkiej polityce, jeżeli coś ma miejsce, to mało prawdopodobne, że jest to przypadek.
Najbogatsze rodziny świata oraz ludzie pokroju Georga Sorosa (amerykański miliarder węgiersko-żydowskiego pochodzenia, zwolennik przerobienia Europy na jedno superpaństwo) obracają takim kapitałem, jakiego przeciętny, nawet w naszym rozumieniu bogaty człowiek, nie jest w stanie sobie wyobrazić. Rothschildowie, nieżyjący już David Rockefeller i ludzie z tego otoczenia oraz wspomniany Soros najprawdopodobniej mają wpływ na większość – jeśli nie prawie wszystkie – rządy na świecie.
Ale właśnie – są wyjątki…
Jakie? Niestety nieliczne. Które kraje mają dziś największe problemy i które są przez zachodni establishment atakowane najmocniej? Dlaczego Amerykanie i UE mają niepohamowaną chrapkę, by do tych państw wkroczyć?
Syria – której prezydent Baszar al-Asad jest przedstawiany jako potwór we wszystkich, bez wyjątku, największych mediach świata. Korea Północna, która chorobliwie nienawidzi zachodnich imperialistów, ale – na pewno w kilku kwestiach – ma ku temu powody. Rosja, w której obywatele cenią Putina, a w Europie opisywani są jako uciśniony naród. I Chiny. No, Chinom raczej nikt nie może podskoczyć, bo to jedno z większych mocarstw, a już na pewno najbogatszy kraj. Za to niemal wszyscy mieliby ochotę zniszczyć je ekonomicznie. Nawet na polsko-chińskie negocjacje handlowe Bruksela kręciła nosem.
Syria, Korea Północna, Rosja – te kraje jeszcze bronią się przed wpływami. Czy to przypadek, że są zewsząd atakowane, w jednym z nich toczy się wojna, a w pozostałych być może wkrótce też będzie?
Syria, Rosja i Korea Północna to kraje, które kurczowo chcą trzymać się swoich zasad i bronią się przed wprowadzeniem demokracji, której – podejrzanie mocno – domagają się politycy zachodni. I nie chodzi tu o to, żeby chwalić Koreę Północną, która bez wątpienia jest państwem aż nadto totalitarnym. Ale należy też postarać się zrozumieć nieprzeciętne przerażenie tego narodu na myśl, że mogliby zbratać się z “nowoczesnym” zachodem, albo przyjąć na swoją ziemię Amerykanów. Wymienione wyżej kraje to jedne z nielicznych, do których nie dotarło jeszcze zachodnie zepsucie – wszechobecne marsze równości pełne mężczyzn w lateksowych leginsach, mieszanie kultur, pobłażliwość dla terrorystów i rozkazy z “rządu centralnego”, które do nas na przykład przychodzą z Brukseli.
Nie dotarły też dziesiątki, setki, tysiące organizacji antyrasistowskich, walczących z ksenofobią czy homofobią, które widzą te zjawiska tam, gdzie ich nie ma i tak naprawdę napuszczają zainteresowane grupy na siebie nawzajem. Tworzą atmosferę zagrożenia i promuję wszelkie -fobie oraz -sizmy, żeby żyć.
Niestety smutna prawda jest taka, że każdego przywódcę i każdy rząd, który próbuje i będzie próbował rządzić swoim krajem po swojemu, nie zważając na brukselskie czy waszyngtońskie “wzywanie” do określonych działań, będzie nam przez światowy establishment opisywany jako nieobliczalny, populistyczny i niebezpieczny. A może to niebezpieczni są ludzie, którzy chcą zdalnie sterować ludzkością, bo taki mają kaprys?