Nie żyje Gabriel Seweryn, znany z udziału w programie „Królowe życia” i określany jako „Versace z Głogowa”. Nagle zmarł. Wiadomość ta wywołała ogromne poruszenie w mediach społecznościowych, zwłaszcza po opublikowaniu ostatniego nagrania gwiazdora, na którym błagał o pomoc medyków. Teraz rzecznik pogotowia przerwał milczenie, ujawniając szokujące kulisy tej tragicznej sprawy.
Gabriel Seweryn, znany widzom z programu „Królowe życia”, zmarł nagle, pozostawiając za sobą smutek i pytania dotyczące przyczyn jego śmierci. Choć przez pewien czas po udziale w show związanym z życiem gwiazd, Seweryn wycofał się z bywania na salonach, to nadal pozostawał postacią, która budziła zainteresowanie mediów.
Nie żyje Gabriel Seweryn
Wieść o jego śmierci obiegła media we wtorkowy wieczór, a publiczność była zszokowana, zwłaszcza po opublikowaniu nagrania, na którym Gabriel Seweryn błagał o pomoc medyków. Rzecznik pogotowia przerwał teraz milczenie, ujawniając dramatyczne okoliczności związane z ostatnimi chwilami życia gwiazdora.
Przyczyny nagłej śmierci Seweryna nie zostały jeszcze ujawnione, jednak zdarzenie to wstrząsnęło fanami i zwróciło uwagę na trudności, z jakimi muszą zmagać się niektórzy ludzie w życiu codziennym, nawet po chwilowej sławie i mediach.
„Około godziny 15.30 pacjent został przyjęty na SOR z objawami bólu w klatce piersiowej. Wykonano badania laboratoryjne, podłączono pacjentowi płyny i podano mu leki. Po około dwóch godzinach, kiedy się już wydawało, że będzie lepiej, doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Mimo podjętej reanimacji, która trwała długo, nie udało się przywrócić funkcji życiowych mężczyzny” – przekazała rzeczniczka Głogowskiego Szpitala Powiatowego Ewa Todorov.
Gabriel Seweryn, chwilę przed tragiczną śmiercią, nagrał poruszający film, na którym wyraźnie skarżył się na ból i problemy z oddychaniem. W filmie, który szybko obiegł sieć, celebryta krzyczał o pomoc, a w tle widać było karetkę pogotowia. Partner Seweryna zamówił taksówkę, ale według relacji z nagrania, ratownicy nie okazali mu żadnej pomocy.
Nagranie to wywołało ogromne poruszenie w mediach społecznościowych i wzbudziło pytania dotyczące zdarzeń poprzedzających śmierć gwiazdora. Opozycja Seweryna do działań ratunkowych i brak pomocy ze strony pogotowia stworzyły atmosferę dramatu, który stał się przedmiotem szerokiej dyskusji publicznej.
„Przyjechali i co? Boże. Przyjechało pogotowie i cyrki odstawiają, zamiast mi pomóc. Mnie tu dusi i nikt nie chce mi nikt pomóc. Ja naprawdę umrę. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, jakie mam problemy. Jak mnie szykanują. Niech zobaczą, że to ja” – krzyczał, trzymając się za klatkę piersiową.
Pilne wieści z pogotowia ws. śmierci Seweryna. Rzecznik zabrał głos
Po nagłośnieniu sprawy w mediach społecznościowych i ogólnonarodowej aferze, rzecznik pogotowia w Legnicy zdecydował się zabrać głos w sprawie incydentu z Gabriel’em Sewerynem. Twierdzi, że Seweryn i jego koledzy rzekomo „grozili zespołowi ratownictwa medycznego”. Wypowiedź rzecznika z pewnością jeszcze bardziej podgrzeje emocje i kontrowersje wokół tej tragicznej sytuacji.
„Karetka była na miejscu. Na miejscu podjęto również interwencje policji z uwagi na to, że sam pacjent pan Gabriel, jak i osoby towarzyszące były agresywne. Łącznie z tym, że grozili zespołowi ratownictwa medycznemu” – oznajmił w „Fakcie” rzecznik pogotowia w Legnicy.
Rzecznik pogotowia w Legnicy, w odniesieniu do przypadku śmierci Gabriela Seweryna, początkowo zaznaczył, że nie odmówiono mu pomocy. Twierdził, że Seweryn był agresywny, co sprawiło, że cała sytuacja stała się naprawdę trudna. W rezultacie wezwano policję. Wypowiedź rzecznika sugeruje, że zachowanie Seweryna i jego towarzyszy miało wpływ na przebieg interwencji medycznej.
„Nie było odmowy przyjęcia. Zespół był na miejscu i chciał udzielić pomocy, ale z uwagi na agresję i grożenie zespołowi ratownictwa medycznemu przez pacjenta i osoby będące na miejscu, zespół nie podjął czynności. Interwencja policji była z uwagi na to, że zespół czuł się zagrożony z powodu gróźb pacjenta i osób będących na miejscu. Tam prawdopodobnie było kilka osób” – przekazał oficjalnie „Faktowi” rzecznik placówki.