Nerwy, prowizorka, a nawet ryzykowanie życia! Tak miała wyglądać organizacja podróży służbowych prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Taki obraz wyłania się z zeznań szefa BOR Mariana Janickiego, jakie znalazły się w aktach smoleńskiego śledztwa.
– Pan prezydent kiedyś doprowadzi do tragedii, zginie wielu niewinnych ludzi – tak miał mówić zdenerwowany oficer BOR do swojego szefa, po jednej z podróży z prezydentem.
„Newsweek” dotarł do akt śledztwa smoleńskiego. Szokujące są zeznania szefa BOR. Marian Janicki zdradził śledczym, co mówili mu o swojej pracy oficerowie biura, odpowiedzialni za ochronę prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Janicki wspomina dramatyczne sytuacje jeszcze sprzed katastrofy smoleńskiej.
Przypomina sobie, że około trzech miesięcy przed katastrofą, płk Jarosław Florczak (zginął w Smoleńsku) po kolejnym przylocie z prezydentem bardzo zdenerwowany oznajmił mu: – Szefie, pan prezydent kiedyś doprowadzi do tragedii, zginie wielu niewinnych ludzi.
Gdy Janicki dopytywał się o co chodzi, Florczak miał mówić dalej o tym jak wyglądała podróż z Lechem Kaczyńskim. – Szefie, jak zwykle burdel, nikt nic nie wie, programy swoje, a realizacja swoje.
Jeżeli pan może, to niech mnie pan więcej nie wysyła. Może jestem za stary, może się do tego nie nadaję – Florczak tak miał żalić się generałowi Janickiemu.
Florczak ponoć miał narzekać na współpracowników prezydenta. – Szefie, współpracowałem z kancelarią prezydenta Kwaśniewskiego, przez osiem lat ta współpraca była ideałem, każdy wiedział, co ma robić, nikt nikomu nie wchodził w kompetencje.
To, jak wygląda nasza współpraca z obecną kancelarią, to jedna wielka katastrofa. Prowizorka i jeszcze raz prowizorka, a nuż się uda, jakoś to będzie – miał powiedzieć swojemu dowódcy Florczak.