Śierć poniosłoby 150 tys. ludzi. Taki byłby bilans strat, gdyby Koreańczycy zrzucili „atomówkę” na Honolulu – stolicę Hawajów. Później tragedia mogłaby przyjąć jeszcze bardziej przerażające oblicze.
Zważywszy na ukształtowanie terenu i fakt, że większość z budynków zrobionych jest z drewna, w Honolulu wybuchłby gigantyczny pożar i pochłonął kolejne dziesiątki tysięcy ludzi – powiedział prof. Jeffrey Lewis.
Tragicznych skutków ataku byłoby więcej. Jednym z bardziej oczywistych jest skażenie zasobów jedzenia i wody pitnej dostępnych na wyspie. Eksperci portalu DefenseOne wskazują jednak na bardziej niebezpieczną rzecz. Chodzi o to, że wybuch atomowy doprowadziłby do powstania niebezpiecznego tsunami, które byłoby na tyle silne, by ponieść radioaktywny pył powstały po wybuchu nawet do wybrzeży USA.
Szacujemy, że koreański ładunek mógłby uderzyć z siłą nawet 200 kiloton – dodał Lewis.
Ekspertyza to odpowiedź na panikę, jaka wybuchła po fałszywym alarmie na Hawajach. Alarm został wysłany na ekrany telewizorów i komórki wszystkich Hawajczyków po 8 rano. Po szybkim śledztwie okazało się, że „nie ten przycisk” włączył pracownik kończący nocną zmianę. W zależności od źródła informacji, minęło od kilkunastu do kilkudziesięciu minut, zanim ludzie zorientowali się w pomyłce. Dla człowieka kryjącego się w piwnicy czy własnej wannie w oczekiwaniu na apokalipsę, to bardzo długo.
System ostrzegania, nieczynny od zimnej wojny, został uruchomiony kilka tygodni temu. Wysłano za jego pośrednictwem komunikat: Pocisk balistyczny zmierza w kierunku Hawajów. Natychmiast szukajcie schronienia. To nie jest alarm próbny.