Przynieśli politycznego chochoła. Rolnicy spacyfikowali chamstwo na dożynkach

W sobotę w Szewcach miały miejsce dożynki gminy Wisznia Mała w województwie dolnośląskim. To wyjątkowy dzień w życiu rolników. To czas, w którym mogą złapać oddech, poczuć dumę ze swojej ciężkiej pracy. Radość, wdzięczność, satysfakcja, wiara – to uczucia, które na wskroś przeszywają atmosferę dożynek. Ale w tym roku stało się coś niespodziewanego. Coś, co zakłóciło dożynkowy spokój i wielopokoleniową tradycję. Przybyli aktywiści…

Za nic mając charakter święta rolników, aktywiści wkroczyli z buciorami do cudzego świata, do świata rolników. Próbowali zdeptać i stratować ich wartości. Przynieśli ze sobą dar tak szczery niczym słynny koń trojański podarowany przez Greków. A co chcieli zdobyć? Być może rozgłos, być może szum wokół siebie, a być może „procenty” w walce o polityczne stołki. Ale jedyne, co udało im się osiągnąć, to ośmieszenie… siebie samych.

Ale po kolei. Owi aktywiści to garstka rozkrzyczanych przeciwników wójta i jego pomysłów. Tak z definicji i dla zasady, bo przecież głupio zgadzać się ze swoim „odwiecznym wrogiem”. Obecnie swoje siły zbierają przeciwko wielkiej inwestycji, będącej szansą dla giminy. Taką szansą, która trafia się raz na sto lat, a może nawet rzadziej. Pech chciał, że pojawiła się akurat teraz, w momencie gdy polityczne aspiracje aktywistów biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. A obecność podczas Święta Rolników z całą pewnością nie miała nic wspólnego z rozsądkiem i logiką, a nawet z kulturą osobistą.

Ta problematyczna inwestycja to pomysł firm Hillwood i Develia. Chodzi o centrum logistyczno-magazynowe, wraz z którym mieszkańcy gminy otrzymają w pakiecie miliony złotych do budżetu, nową drogą, dodatkowe studnie, zielone tereny rekreacyjne i setki miejsc pracy. To najwyraźniej nie wystarcza aktywistom, którzy za pomocą manipulacji podważają wiarygodność inwestycji. Tym razem jednak mocno strzelili sobie w kolano.

Pod sceną ustawiono piękne, poświęcone w czasie Mszy Świętej wieńce. Na scenie przemawiał wójt, dziękując rolnikom za trud i ciężką pracę. Pod to święto podpięli się przeciwnicy firmy Hillwood. Czaili się wśród rolników z własnych chochołem, uzbrojeni w mikrofon i koszulki ze śmiesznym hasłem, godzącym w klasykę polskiej muzyki: „Czekam na wiatr, co rozgoni, z gminy te straszne betony”. Liderka opozycjonistów – Aleksandra Marciniak – trzymała własny wieniec. Specjalny, z wklejoną ciężarówką i godnym pożałowania hasłem, które w sposób impertynencki oraz obraźliwy miało wpasować się w „wiejski klimat”: „Wjadą tiry do Malina, no i plonów ni ma”. Ot, taka mała sugestia, że centrum logistyczne zniweczy pracę na roli. W jaki sposób? Tego chyba nie wiedzą nawet aktywiści i najstarsi górale.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Nasuwa się pytanie, co wspólnego ze Świętem Rolników miała ta grupka protestujących? Zupełnie nic. Jedyne, co siała, to chaos, zamieszanie, sensację i stek bzdur. Teraz też miało być głośno, ale chyba sami szybko zorientowali się, że ich obecność nie do końca spotyka się z aprobatą.

– Panie wójcie, czy w imieniu protestujących mieszkańców Malina możemy wręczyć panu wieniec?

– odezwała się nieśmiało i cichutko niczym myszka liderka opozycji, gdy wójt kończył swoje podziękowania. Została całkowicie zignorowana. Ale czy to ją zniechęciło? Absolutnie nie, choć zapewne szybko pożałowała swojej decyzji.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Mogli się wycofać. Jeszcze mieli szansę odejść niepostrzeżenie, w ciszy. Jednak zabrakło im zdrowego rozsądku, ogłady i kultury. Zamiast więc odejść, podeszli bliżej sceny, razem z tym swoim ciężarówkowym wieńcem. A tam – a to niespodzianka! – rolnicy nie skakali z radości i nie klękali z zachwytu nad słomianym koniem trojańskim. Wręcz przeciwnie.

Aktywiści zostali otoczeni przez rozgoryczonych rolników, którym nie spodobało się, że ich święto stało się areną dla politycznych przepychanek. To nie czas i miejsce na to.

– To jest święto rolników, a nie polityka

– powtarzali.

Wieniec, który był naszpikowany politycznymi aspiracjami, bez krzyża, bez święcenia, ba, który był „miastowy”, okazał się potwarzą dla rolników i ich ciężkiej pracy.

Uczestnicy dożynek powiedzieli wprost:

– Nie róbcie wstydu rolnikom!

– Idźcie z tym chochołem!

– krzyczeli, pokazując na słomianą kukłę, która za zamiast krzyża miała przyczepiony wizerunek TIR-ów.

Dla rolników sprawa była jasna. Dożynki to tradycja dla mieszkańców wsi. Dożynki to wieńce, ale te poświęcone, z krzyżem. A wieniec to nie tylko symbol owych dożynek. To znak pracy, religii. A już z pewnością nie jest manifestacją ludzi, którzy chcą za jego pomocą rozpocząć własną kampanię wyborczą, by dostać się do samorządu.

– Na każdym wieńcu jest krzyż, a co jest na waszym wieńcu?

– raz po raz wołali rozgoryczeni rolnicy. – Byliście z tym wieńcem w kościele? – dopytywali. Nie rozumieli celu, z jakim „miastowi” próbowali zakłócić święto. Poczuli się dotknięci chamstwem ludzi, którzy zdeptali tradycje mieszkańców wsi.

– Strasznie niemiło żeście nas potraktowali

– powiedział z żalem jeden z rolników.

– Proszę panią, nasze wieńce są poświęcone, a wasz przyszedł i robicie zamieszanie. Po co?

– ze smutkiem retorycznie zapytała kolejna osoba.

Uczestnicy dożynek nie ukrywali swojego oburzenia. Wprost mówili Aleksandrze Marciniak i jej ludziom, że ich zachowanie nie tylko przynosi wstyd, ale i obraża rolników.

– Obrażacie nasze uczucia religijne!

– krzyczeli.

– Co wy sobą reprezentujecie?

– pytali z oburzeniem.

Rozkrzyczana zwykle garstka aktywistów tym razem stała zgaszona, ze spuszczonym wzrokiem. Już nie byli głośni i odważni. Coś próbowali przebąkiwać, ale słowa szybko ginęły między pełnymi emocji wyrzutami rolników.

– Pani nie jest rolnikiem! To jest święto rolników!

– wypominali protestującym.

Ostatecznie aktywiście zostali pokonani własną bronią. Jakiś czas temu przybyli na sesję Rady Gminy z taczkami, na których pragnęli symbolicznie wywieźć wójta. Tym razem to mieszkańcy gminy postraszyli ich przejażdżką na taczce. – Wyjdźcie z tym chochołem, zanim was wyniosą – stwierdzili rezolutni rolnicy.

Do aktywistów chyba powróciły szczątki zdrowego rozsądku, bo postanowili wycofać się ze Święta Rolników. Co ciekawe, „zapomnieli” pochwalić się swoją wielką, owocną akcją w mediach społecznościowych. Ciekawe dlaczego?

Na rozmowy o inwestycji jeszcze przyjdzie czas. Dobrze jednak, że mądrzy rolnicy zauważyli sedno problemu. Protest aktywistów jest niczym innym jak rozgrywką polityczną i uderzeniem w wójta. Inwestycja nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu, przytrafiła się w czasie politycznych potyczek. Może jednak warto odłożyć je na bok i pomyśleć o dobru gminy oraz o zaletach płynących z budowy centrum?

Gabriel Kowalski