Ciężko uwierzyć co się dzieje z mamą Madzi z Sosnowca. Wstrząsające wieści z więzienia
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

To był jeden z tych momentów, które pamięta się latami. Styczeń 2012 roku. Młoda matka zgłasza porwanie swojej córki. Cała Polska wstrzymuje oddech. Rusza akcja poszukiwawcza, zaangażowani są policjanci, wolontariusze, mieszkańcy. Wydaje się, że liczy się każda minuta. Ale szybko okazuje się, że to nie była prawda. I że cała historia miała zupełnie inny, tragiczny finał.

Madzia nie została porwana. Umarła w domu

Katarzyna W. początkowo twierdziła, że została napadnięta, a jej córeczka porwana. Opowieść była dramatyczna, pełna szczegółów. Szybko trafiła do mediów i zaczęła żyć własnym życiem.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Kilka dni później, pod presją śledczych i po rozmowie z psychologiem, przyznała, że całość wymyśliła. Madzia nie została porwana. Zmarła w domu. Ciało ukryła na miejskich nieużytkach. Twierdziła, że dziewczynka wyślizgnęła jej się z rąk. Biegli nie mieli jednak wątpliwości – dziecko zostało uduszone.

Proces, który trudno było oglądać

W 2013 roku Katarzyna W. została skazana na 25 lat więzienia. Sąd uznał, że działała z premedytacją. Tłumaczenia o wypadku nie przekonały nikogo. Sprawa stała się ogólnonarodowym dramatem – nie tylko ze względu na śmierć dziecka, ale też sposób, w jaki rozgrywała się w mediach.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Przez wiele dni dziennikarze relacjonowali każdy szczegół. Zdjęcia, analizy, spekulacje. Granice prywatności zostały zatarte. Dla wielu ta historia była początkiem głębszej refleksji nad tym, gdzie kończy się informacja, a zaczyna krzywda.

Dług, którego nikt nie zapomniał

Od tamtej pory minęło ponad dziesięć lat. Ale temat nie znika. Dziś wraca w zupełnie nowym kontekście – chodzi o pieniądze. Katarzyna W. została zobowiązana do zwrotu kosztów postępowania i poszukiwań, które uruchomiła swoim kłamstwem. Mowa o kwocie ponad 141 tysięcy złotych.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

To nie tylko ekspertyzy i działania śledczych. To także mobilizacja służb i ludzi, którzy w dobrej wierze szukali żywego dziecka. Koszty pokryło państwo – czyli wszyscy z nas.

Czemu nie spłaca tego długu?

Zgodnie z przepisami, osoby osadzone mogą odpracować swój dług poprzez pracę w zakładzie karnym. Ale z informacji, które ujawnił portal Fakt, wynika, że Katarzyna W. unika pracy. A jeśli już pracuje, to tylko na tyle, by móc robić zakupy w więziennej kantynie.

Papierosy, słodycze, kawa – na to pieniądze się znalazły. Na spłatę zadłużenia już nie. Jak mówią funkcjonariusze, „przejadła wszystko, co zarobiła” i uznała, że nie warto się starać dalej.

Brak skruchy boli najbardziej

To, co dziś najbardziej porusza opinię publiczną, to nie tylko sam dług. To poczucie, że Katarzyna W. nie czuje żadnej odpowiedzialności. Że po wszystkim, co zrobiła – wciąż nie rozumie, że coś jest do odpracowania. Nie tylko wobec państwa. Wobec ludzi. Wobec pamięci o dziecku, które nie miało szans.

Bo ta sprawa, mimo upływu lat, wciąż budzi emocje. Nie dlatego, że lubimy wracać do tragedii. Tylko dlatego, że pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. A brak skruchy boli równie mocno, jak sama zbrodnia.

Zobacz również:

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});