Nie żyje polska dziennikarka. Nagła i niespodziewana śmierć
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

W środę, 16 lipca 2025 roku, odeszła Marta Bratkowska – jedna z najbardziej wyrazistych i cenionych postaci polskiego dziennikarstwa. Miała 58 lat.

Jej głos na zawsze zapisał się w historii mediów

Dla wielu była symbolem bezkompromisowego pisania. Odważna, rzetelna i pełna pasji. Nie bała się mówić wprost, nie unikała tematów trudnych. Jej teksty nie tylko informowały, ale też inspirowały, poruszały i zostawały z czytelnikiem na długo.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Wiadomość o śmierci Marty Bratkowskiej ogłoszono dzień później, 17 lipca. Choć choroba rozwijała się szybko, dla jej bliskich i współpracowników to była potężna, niespodziewana strata. Redakcja Gazety Wyborczej, z którą była przez lata związana, pożegnała ją wzruszającymi słowami: „Będzie nam Ciebie brakowało”.

Syn Marty Bratkowskiej: „Ja sobie dam radę. Nie wiem jak, ale jakoś muszę”

Jednym z najbardziej poruszających pożegnań były słowa jej syna – Marcina. Mężczyzna opublikował emocjonalny wpis, w którym napisał:

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

„Ja sobie dam radę. Nie wiem jak, ale jakoś będę musiał. Czytajcie, śmiejcie się, cieszcie się znowu sobą. Wkurzajcie na siebie. Kochajcie.”

To nie tylko osobisty hołd, ale także przesłanie, które idealnie oddaje wartości, jakie Marta Bratkowska przekazywała swoim życiem i pracą.

Rodzina poprosiła o uszanowanie żałoby i o nieprzesyłanie kondolencji.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dziennikarka o wyczuciu i bezkompromisowości

Przez ponad dwie dekady, z przerwami, była związana z Gazetą Wyborczą. Pracowała również w RMF FM, Newsweeku, Wprost i ogólnopolskich dziennikach. W każdej redakcji była znana z ostrego pióra, ale też z życzliwości i dziennikarskiego etosu.

Jej specjalnością była literatura – szczególnie kryminał. Nie traktowała go jako czystej rozrywki. W jej oczach to był gatunek, który najgłębiej dotyka prawdy społecznej. Jej recenzje potrafiły zbudować karierę debiutanta albo bezlitośnie punktować niedociągnięcia – zawsze uczciwie.

Mentorka, która nie oczekiwała wdzięczności

Choć wielu bało się jej szczerości, jeszcze więcej osób ją podziwiało. Dla młodszych dziennikarzy była mentorką – bezinteresowną, wymagającą, autentyczną. Zyskała pseudonim „Szeryf”. Na początku traktowany z dystansem, później – z dumą.

„Wbijała mi do głowy, że nieważne, z kim przeprowadza się wywiad, ważne o czym. Była wspaniałą redaktorką, co wiedział każdy, kto z nią pracował” – napisała jej redakcyjna koleżanka, Marta Górna.

Marta Bratkowska i jej miłość do literatury

Bratkowska była stałą bywalczynią festiwali literackich, premier i spotkań autorskich. Miała dar zadawania trudnych, ale trafnych pytań. Szukała głębi, nie powierzchowności. I właśnie dzięki tej uważności potrafiła wyławiać z tłumu autorów, którzy później stawali się głosami pokolenia.

Choć unikała rozgłosu, jej obecność była wyczuwalna wszędzie tam, gdzie pojawiała się literatura. Zostawiła po sobie setki tekstów – pięknych, mądrych, uczciwych.

To nie tylko śmierć dziennikarki. To koniec pewnej epoki

Odejście Marty Bratkowskiej to coś więcej niż pożegnanie zasłużonej dziennikarki. To symboliczny koniec epoki, w której słowo miało wagę. Gdzie recenzja była wyzwaniem, nie reklamą. Gdzie dziennikarz był nie marketingowcem, a strażnikiem prawdy.

17, 2025

Pozostawiła po sobie nie tylko teksty, ale i pamięć – o kobiecie, która kochała ludzi, literaturę i świat, choć ten często ją ranił. Była głosem, który warto pamiętać. I przykładem, za którym warto iść.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});