To miał być radosny dzień. Prezydent Gdańska osobiście włączył się w kwestę podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nikt się nie spodziewał, że może dojść do takiej tragedii. Na scenę wtargnął 27-letni Stefan W., który kilkukrotnie ugodził prezydenta nożem. – Zdążył spojrzeć na mnie i zaczął się osuwać – powiedział kierownik sceny WOŚP.
– To nie wyglądało na początku tak źle – powiedział w rozmowie z „Dzień Dobry TVN” Adam Ilczyszyn, kierownik sceny WOŚP w Gdańsku. To właśnie on był na scenie chwilę po ataku na prezydenta Pawła Adamowicza. – Usłyszałem, że prezydent źle się poczuł. I zobaczyłem go siedzącego na podeście gitarowym. Podszedłem, usiadłem koło niego, objąłem go ręką i zacząłem się go pytać, czy coś się stało – opowiadał dziennikarzom.
– Wyglądał jakby po prostu cukier mu spadł, jakby mdlał. Zdążył spojrzeć na mnie i zaczął się osuwać – mówił Ilczyszyn w programie TVN. Prezydent nie reagował. – W tym momencie podbiegła sanitariuszka, zaczęliśmy go układać w pozycji bezpiecznej. Wtedy ktoś krzyknął, że został dźgnięty nożem. Ja w ogóle tego nie widziałem – przyznał dziennikarzom kierownik sceny. Wówczas zauważono dwie duże rany, które jeszcze nie krwawiły tak obficie. Sanitariuszka rozpoczęła przeprowadzenie masażu serca, Ilczyszyn zaś tamował krwawienie. Później akcja potoczyła się bardzo szybko. Na scenie pojawili się ratownicy.
– Sytuacja bardzo dziwna. Sporo krążyłem wokół sceny i ten teren wydawał się naprawdę bezpiecznym – tłumaczył kierownik sceny w programie TVN. – Byłem w szoku, że tam pojawił się ktoś obcy. Od kilku lat przyjeżdżam pomagać tu na koncercie i to była dla mnie sytuacja tak dziwna, że aż nierealna – dodał.
Do ataku doszło w niedzielę, 13 grudnia, podczas finału WOŚP w Gdańsku. Na scenę wtargnął 27-letni Stefan W., który dźgnął prezydenta nożem. Pomimo zaciekłej walki o życie Adamowicza nie udało się go uratować. W poniedziałek prezydent Gdańska zmarł.