
To on przez dekady opowiadał historie, które gościły w polskich domach każdego dnia. Jerzy Sztwiertnia – reżyser, scenarzysta, współtwórca legendarnych seriali Telewizji Polskiej – zmarł w wieku 78 lat. Odszedł w ciszy, zostawiając po sobie dorobek, który na zawsze wpisał się w historię polskiej telewizji.
Reżyser, który opowiadał po cichu, ale zostawiał ślad
Jego nazwisko może nie brzmiało głośno poza branżą. Ale jego praca… to z niej utkane są wspomnienia milionów Polaków. „Klan”, „Plebania”, „Na dobre i na złe” – to tylko niektóre z produkcji, przy których przez lata stał za kamerą. Tworzył z uważnością, z empatią. Nie szukał blasku reflektorów – interesował go człowiek. I historia.
– Zmarł wybitny reżyser filmowy, bardzo serdeczny i przyjazny człowiek – poinformował ks. Andrzej Luter. – Twórca jednego z najlepszych seriali w dziejach polskiej telewizji: „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”.
Z Chorzowa do łódzkiej filmówki. I dalej – przez pół wieku telewizji
Jerzy Sztwiertnia urodził się 25 grudnia 1946 roku w Chorzowie. Absolwent Wydziału Reżyserii łódzkiej Szkoły Filmowej, rozpoczął karierę w latach 60. Już wtedy zwrócił uwagę subtelnym stylem, zdolnością do oddania prawdy bez zbędnego patosu. Zaczynał od ekranizacji prozy Marka Nowakowskiego i Ewy Szelburg-Zarembiny.
W 1972 roku zrealizował jeden z pierwszych ważniejszych filmów: „Siedem czerwonych róż, czyli Benek Kwiaciarz o sobie i o innych”, który zapoczątkował jego długą drogę w opowiadaniu historii o zwykłych ludziach. Potem były kolejne: „Grzech Antoniego Grudy”, „Złota kaczka”, „111 dni letargu”, „Komediantka”, „Oszołomienie”…
Ale przełom przyniósł serial historyczny „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy” – opowieść o oporze Polaków wobec germanizacji w zaborze pruskim. Produkcja uchodzi do dziś za jedną z najlepszych realizacji Telewizji Polskiej.
Cisza zamiast fleszy. Ale jego praca mówi za niego
Informacja o śmierci Jerzego Sztwiertni nie pojawiła się w plotkarskich mediach. Przekazały ją cicho: filmpolski.pl, Stowarzyszenie Filmowców Polskich, ks. Luter. Tak jak żył – spokojnie, z klasą, bez rozgłosu.
Bo to nie celebryctwo było jego światem. On wybierał opowieść. Widzów traktował poważnie.
Tworzył również dokumenty: o Leopoldzie Tyrmandzie („Zły”) czy Aleksandrze Ściborze-Rylskim. Ale to seriale stały się jego znakiem rozpoznawczym.
„Klan”, „Plebania”, „Na dobre i na złe”. Sztwiertnia w Twoim domu
Od lat 90. Jerzy Sztwiertnia był jednym z filarów produkcji seriali TVP. „Spółka rodzinna” (1994–1995), „Klan” (od 1997), „Plebania” (2000–2011), „Na dobre i na złe” (2011–2014), „Linia życia” (2011) – to właśnie pod jego okiem powstawały setki odcinków, które weszły do popkultury i domowej codzienności.
To on decydował o rytmie tych opowieści. O niuansach. O emocjach. Nie szukał szoku. Szukał prawdy.
Zostaje jego świat. Jego kadry. I jego czułość do człowieka
Jerzy Sztwiertnia zmarł w wieku 78 lat. Odszedł człowiek, który zbudował przestrzeń między fikcją a rzeczywistością. Tworzył historie, które były blisko ludzi. Blisko ich emocji, trosk i radości.
Nie było wielkiej afery. Nie było dramatu. Była tylko cisza. I ta pustka, którą zostawia ktoś, kto potrafił widza traktować jak partnera – nie odbiorcę.
Jego bohaterowie wciąż mówią. Jego ujęcia wciąż są obecne. A jego imię, choć skromne w medialnym świecie, zostanie zapisane złotymi zgłoskami w historii polskiego filmu.
„Reżyserować, to znaczy dać drugiemu człowiekowi głos” – mawiał. I Jerzy Sztwiertnia ten głos dawał. Do końca.