
Od zaginięcia Iwony Wieczorek minęło 15 lat, a sprawa wciąż nie została rozwiązana. Dla wielu to najbardziej zagadkowa historia kryminalna w Polsce. Dziennikarz śledczy Mikołaj Podolski, który przez dekadę badał kulisy wydarzeń z Gdańska, nie ma wątpliwości: „Na 99 proc. Iwona nie żyje”. W książce „Zaginiona Iwona Wieczorek. Koniec kłamstw”, napisanej wspólnie z Martą Bilską, demaskuje powielane latami mity i pokazuje nowe fakty, które mogą zmienić spojrzenie na każdy element tej historii.
„Nie chciała kończyć zabawy”. Co wydarzyło się tamtej nocy?
Iwona opuściła Dream Club około godziny 3:00. Przez kilka minut kręciła się w okolicy placu Przyjaciół Sopotu. Jej telefon przestał działać, o czym wcześniej informowała znajomych. O 4:12 pojawiła się na monitoringu – to ostatnie znane nagranie.
– Uważamy, że chciała przedłużyć tę noc, spotkać się z kimś znajomym, może pójść na drinka lub się wyżalić – mówi Podolski.
Wybrała trasę deptakiem – dłuższą, mniej bezpieczną, ale prowadzącą w stronę parku Reagana, gdzie znajomi bawili się przy ognisku.
– Jako dawny mieszkaniec tej okolicy mogę powiedzieć, że sam znam co najmniej dwie krótsze i bezpieczniejsze drogi – tłumaczy. – Uważamy, że Iwona chciała się jeszcze z kimś spotkać. Zagadką pozostaje z kim.
„To był typ dziewczyny bardzo zadziornej”
Dziennikarz wyklucza hipotezę o porwaniu czy przypadkowym gwałcie.
– To był typ dziewczyny bardzo zadziornej, walczyłaby, jeśli ktoś próbowałby ją zniewolić – stwierdza. – Znając charakter Iwony, zaczęłaby stawiać opór, krzyczeć. Trudno uwierzyć, że nikt tego by nie dostrzegł lub nie usłyszał.
– Poza tym „przypadkowi” niemal zawsze porzucają ciała, a tu ktoś się bardzo postarał, by go nie było – dodaje. – Tam zresztą trudno byłoby zakopać zwłoki niezauważenie. Od rana w tej okolicy było mnóstwo ludzi.
„To mogło się wymknąć spod kontroli”
Nie można wykluczyć, że sprawcą był ktoś znajomy – być może doszło do sprzeczki, która zakończyła się tragedią.
– Poznaliśmy konkretne historie o dziewczynie, która pod wpływem alkoholu stawała się agresywna i zadziorna, wdawała się w bójki. Potrafiła nawet przyłożyć koledze czy ukochanemu – mówi Podolski.
W książce dziennikarze skupiają się na otoczeniu Iwony, analizując jej relacje i wieczorne kontakty.
– Nie możemy się jednak skupić wyłącznie na tych znajomych, z którymi rozmawiała i smsowała, ponieważ nie miała nic na koncie i nie mogła dzwonić do ludzi spoza swojej sieci.
„Jedna z przyjaciółek nie pamiętała kluczowych zdarzeń”
Wielu ze świadków mijało się z prawdą. Niektórzy nie pamiętali, inni – jak sugeruje Podolski – po prostu kłamali.
– Jedna z przyjaciółek Iwony nie pamiętała kluczowych zdarzeń. Wiadomo, że były chłopak Iwony miał spore zaniki pamięci. Po ośmiu dniach nie pamiętał, gdzie był w nocy, kiedy zaginęła jego miłość życia – mówi.
– Jednym takim kłamstwem uruchamiali niepotrzebne czynności, a to powodowało, że inne – ważniejsze – były odkładane na bok lub odsuwane w czasie.
„Wszyscy jej byli mieli coś na sumieniu”
Wizerunek grzecznej dziewczyny i porządnego towarzystwa, jaki przez lata powielano, był – zdaniem dziennikarza – fałszywy.
– Błędem nas wszystkich, dziennikarzy zajmujących się sprawą Iwony, było to, że uwierzyliśmy w obraz Iwony jako spokojnej i grzecznej dziewczyny – podkreśla.
– Odkryliśmy przerażające rzeczy na temat byłych chłopaków Iwony. Większość z nich miała coś na sumieniu.
Jeden trafił później do więzienia, inny handlował narkotykami, jeszcze inny był chuliganem najagresywniejszej bojówki kibicowskiej. Tylko jeden z byłych partnerów Iwony został przez Podolskiego określony jako „grzeczny facet”.
„Paweł do dziś pozostaje podejrzanym numer jeden”
Paweł P., który w noc zaginięcia był z Iwoną w Dream Clubie, to jedyna osoba, która usłyszała zarzuty w związku ze sprawą. Choć – jak zaznacza autor książki – nie istnieje żaden dowód, który by go obciążał.
– Paweł spał wtedy w Sopocie u dziadków, którzy dali mu alibi. Przekonywał mnie, że został nagrany przez kamery monitoringu, kiedy wchodzi na klatkę schodową – relacjonuje. – Mówił policjantom, żeby zabezpieczyli te nagrania, ale wszystkie zebrane przez nas informacje wskazują na to, że śledczy tego nie zrobili.
– Nie zdziwię się, jeśli ostatecznie z tych zarzutów zostanie tylko jeden – posiadanie jednego grama marihuany – dodaje.
„To będą postacie tragiczne”
Dziennikarz podkreśla, że Paweł to tylko jeden z wielu, którzy zostali brutalnie napiętnowani – przez śledztwo, przez media, przez opinię publiczną.
– Paweł to jest jeden z przykładów, ale takich tragicznych bohaterów jest kilku – mówi. Wspomina też kierowcę śmieciarki, pana Teodora, znajomą Anię oraz dziennikarza Janusza Szostaka.
– O hejterach też piszemy w tej książce, bo w tej sprawie nie chodzi o zwykły hejt, tylko hejt fanatyczny, totalny i kompletnie zdemoralizowany.
„W tej sprawie jest więcej hipotez, niż sądziliśmy”
Podolski nie przesądza, kto jest winny. Przyznaje natomiast, że nieustannie pojawiają się nowe wątki, nowe informacje, nowi ludzie.
– Ten mężczyzna był tylko jednym z kilku, którymi w ostatnim czasie interesowali się śledczy. O paru z nich media nigdy nie pisały – zaznacza.
– Gdy zdobywaliśmy coraz większą wiedzę na temat tych ludzi, w końcu zapragnęliśmy się dowiedzieć, co poszczególni znajomi robili w noc zaginięcia. Okazało się, że nie każdy mówił na temat prawdę podczas przesłuchań.
„Dopiero teraz wierzę, że poznamy prawdę”
Dziennikarz podkreśla, że mimo upływu lat, sprawa nie jest zamknięta. I choć nadal „pływamy w morzu hipotez i poszlak”, wierzy, że odpowiedzi są w zasięgu ręki.
– Stanęliśmy na głowie, zrobiliśmy wszystko, żeby dotrzeć do prawdy i ujawnić w swojej książce kilkaset nowych faktów – mówi.
– Dawniej w to nie wierzyłem, ale teraz już wierzę, że prędzej czy później dowiemy się prawdy.